All language subtitles for Horrible.Bosses.2011.1080p.BluRay.x264.YIFY

23.976

www.NapiProjekt.pl - nowa jako�� napis�w.
Napisy zosta�y specjalnie dopasowane do Twojej wersji filmu.

SZEFOWIE WROGOWIE

/Prac� zaczynam przed wschodem,
/a ko�cz� po zachodzie s�o�ca.

/P� roku nie mia�em stosunku

/z kim� poza w�asn� r�k�.

/A w lod�wce mam tylko
/zgni�� limonk�.

/Chyba �e to kiwi.

- Cze��, Thomas.
- Cze��, Nick. Po�piesz si�.

/Na szcz�cie
/to okres przej�ciowy.

/Historyjka.

/Babcia przyjecha�a
/do USA z 20$.

/Harowa�a i nie dawa�a
/sob� pomiata�.

/Gdy zmar�a,
/mia�a na koncie 2000$.

/Co za skucha!

/Dlaczego poleg�a?

/Bo nie da�a sob� pomiata�,
/a to klucz do sukcesu.

/W szko�ach tego nie ucz�.

/Po mnie je�d�� ju� 8 lat,
/ale to si� op�aci.

Tu Nick.

/Jestem o krok od awansu
/i w�asnego biura.

Zaraz u pana b�d�.

/A wtedy d�u��ce si� godziny
/i po�wi�cenia

/zwr�c� si� z nawi�zk�.

Oto, co mnie martwi.

Jeste� punktualny.
Wiesz, �e trzeba by� o 6:00.

Dlatego te� pomy�la�em,
�e nawali� nam

zegar systemu ochrony.

- Sp�ni�em si� minutk�.
- Wed�ug niego dwie.

Albo jeste� �garzem,
albo system sp�nia si�

o calusie�k� minut�.

/Jedyna k�oda to szef,
/David Harken,

/kt�ry robi mi kazanie
/za 2 minuty sp�nienia.

/Pieprzony wrz�d na dupie.

W takim wypadku
zwolni� Thomasa

za z�e nadzorowanie systemu.

- Mo�e jednak dwie.
- Czyli k�ama�e�.

Nie... Gdzie pan dzwoni?

Zwolni� Thomasa.

- K�ama�em. - Tak?
- Niechc�cy.

Tak si� m�wi,
"Sp�ni�em si� minutk�".

A prawd� powiedziawszy
by�y to dwie minutki.

Musz� przywykn�� do jazdy
z tym wielkim pier�cionkiem.

Ci�gle �ci�ga mnie na lewo.

/Gdy by�em ma�y,
/pytali mnie, kim chc� zosta�.

/Ka�demu m�wi�em to samo.

- Kocham ci�.
- Ja ciebie te�.

/Chcia�em zosta� m�em.

- Zadzwoni�, jak wyjd�.
- Mi�ego.

/Dziwne, wiem.
/Wi�kszo�� chce by�

/stra�akiem
/albo trenerem osobistym.

/Dla mnie bycie m�em
/to najlepszy zaw�d.

/A dzi�ki Stacy
/nied�ugo nim zostan�.

/Niestety za to nie p�ac�,
/chyba �e wyjdziesz za Oprah.

/Potrzebowa�em pracy,
/a �e podziwia�em dentyst�w,

/bo s� m�drzy, zdolni
/i lecz� nam z�by,

/to sam zosta�em
/stomatologiem.

- Jak si� masz, Dale?
- Dobrze.

- Podaj ekskawator.
/- No dobra, asystentem.

/Ta sama praca,
/ale mniejsza p�aca.

- Ogl�da�e� kiedy� "Plotkar�"?
- Nie.

Widzia�am wczoraj odcinek.

Na widok Badgleya

waln�am tak� palc�w�,
�e z�ama�am paznokie�.

/Robota by�aby idealna,
/gdyby nie ta

/wredna, por�bana zdzira.

/Chirurg stomatolog.

Ty na pewno nie masz
w kroku piskl�tka.

- Daj spok�j.
- Co?

- Nie lubi� tego tematu.
- Oj przesta�.

Wiesz, �e lubi� �arty.

Panie Anderton,
nie w gabinecie!

- Niedobry ty.
- Nie powinna� bi� pacjent�w.

Kocham te iskry.
Robi si� tak �wi�tecznie.

/Uwielbiam moj� prac�.

/A kto swojej nie lubi,
/ten sam sobie winien.

/Sami kujemy sw�j los.
/Ja wyku�em zacny.

Po co ci w�asne schody?

/Jestem specjalist� ds. klient�w.

/Ta posada ma swoje plusy.

- Mog� jako� pom�c?
- Ju� potwierdza odbi�r.

Ja si� tym zajm�.
Dzi�ki, stary.

To bardzo wa�ne sprawy.

Co tu jest grane?
Jestem w ukrytej kamerze?

- Jak to?
- Jeste� za �adna na kurierk�.

Musisz by� modelk�
albo aktork�.

Z pud�a wyskoczy kto�
i ugryzie mnie w fujar�?

- Nie wyskoczy, jestem kurierk�.
- Uwa�aj, bo uwierz�.

- Do widzenia.
- Mi�ego popo�udnia.

/Nie potwierdzi�em odbioru,
/wi�c tu wr�ci.

Sympatyczna.

Kolejna muszka
wpad�a w twoje sid�a?

/A tak naprawd� jestem tu
/dla szefa, Jacka Pellita.

/Z�oty cz�owiek.

/Uwielbia mnie,
/a ja jego, jak ka�dy.

- Wszystko dobrze?
- Witam pana.

Czekam, a� si� zwolni.

- Kto tam siedzi?
- Pa�ski syn.

Bobby!

Margie czeka.

Sko�czy�e�?

Zero prywatno�ci.

- Bobby.
- Czego?

Sp�dzasz wi�cej czasu
w ubikacji ni� przy biurku.

Ze srania te� mam
si� spowiada�?

/Najgorsze, �e musz�
/znosi� jego syna,

/skretynia�ego �puna.
/Ale to pryszcz.

Mam m�wi�, jak id� la�?

R�b swoje, synu.
Mamy ci�kie czasy.

Robi� za siebie i za innych,

ale pojed� mi jeszcze,
bo jestem twoim synalkiem.

- Napleta si� jako� nie czepiasz.
- "Naplet", nie�le.

- Dupow�az.
- Chod�. - No chod�.

Dawaj, dawaj!

- Mam zielony pas, bucusiu.
- �e co?

Zdzierasz sobie �okcie,
by dosta� awans.

Ale czy mog� rozwa�a�
danie ci posady

starszego wiceprezesa
ds. sprzeda�y...

skoro nie mog� ci ufa�?

Mo�e mi pan ufa�.

M�wisz jak moja �ona.

"Mo�esz mi ufa�, skarbie".

"Nic si� nie dzieje
za twoimi plecami".

A daje dupy ca�ej okolicy.

Napijesz si�?

- Jest 8:15.
- Kierownikowi nie wolno rano?

Wolno. Dzi�kuj�.

Do dna.

Pan nie pije?

Jest 8:15,
nie jestem alkoholikiem.

My�la�em, �e pan te� pije.

Dlatego wzi��e�?
Tak post�pi�by starszy wiceprezes?

Chcia�em by� uprzejmy.

Gdybym wysmarowa� jaja miodem
i wi�rkami kokosowymi,

- to ty te�?
- Nie.

- Na pewno?
- Tak.

Bo jak co�, to mam wi�rki.

W ten wtorek
id� na wybielanie z�b�w,

wi�c zarwiesz weekend,
by wyrobi� si� na poniedzia�ek.

Awans sam nie przyjdzie.

A co wam powtarzam?
"�ycie to maraton,

"a nie wygrasz maratonu
bez otarcia sutk�w".

Prawda.

To 18-letnia szkocka.
Nie wlej� jej z powrotem.

Woda.

Zobaczmy, czy dzia�a.

Przepraszam.

Tryskam jak naj�ta.

Wiesz co?

Mo�e uda mi si� uwidoczni�
naszego kole�k�.

/Szabat szalom!
Kto� tu by� obrzezany.

Mogliby�my z tym sko�czy�?

- Bo masz dziewczyn�?
- Ju� narzeczon�.

- Co?
- Zar�czy�em si�.

M�wi�e�, �e to nora
dla twojego pisiora.

Nie m�wi�em tak.
To nie w moim stylu.

Cicho tam.

Sporo tego gazu.

- �wietne pomys�y. Zapisz je.
- Jasne.

- Jeste� tu szcz�liwy?
- Oczywi�cie.

To dobrze.

Czeka ci� tu
�wietlana przysz�o��.

Ju� nied�ugo
przejmiesz pa�eczk�.

Na razie, ma�y.

Szeroko�ci.

O �e�...
/Mia� zawa�.

Serce p�k�o mu
jak balonik z wod�.

Wsp�czuj�.
Byli�cie blisko.

Uwielbia�em pracowa�
dla tego faceta.

Teraz jego syn bumelant
przejmie firm�.

- Ten kokainista?
- Ca�y czas wci�ga w pracy.

Pech jak nic, przykro mi.
Ty lubi�e� swoj� prac�.

M�wi�em ju�,
�e Harken wrobi� mnie

w wypicie drinka o 8 rano?

To antychryst.

Jak to "wrobi�"?

- Mia� ci da� awans.
- Dlatego jest superwredny.

P�niej nie b�dzie m�g�
bru�dzi� mi w �yciu.

- Chocia� ci� nie molestuje.
- A ten swoje.

- Nie oka�emy ci wsp�czucia.
- Bije jej na dekiel.

Zrobi�o si� wrogo.
Nie ma si� co �mia�.

Dzi� pola�a mi krocze,
�eby zobaczy� wacka.

- Bomba!
- Sromba!

Czemu jej nie zaliczysz?

Mam narzeczon�,
kt�r� kocham.

- Fakt.
- Gratuluj�.

- Mo�e zmie� gabinet?
- Nie da rady.

- Jest pedofilem.
- Dewiantem seksualnym.

Jak to uj�li?
"Przest�pca seksualny".

Tak, jestem na takiej li�cie.

Nie mo�esz tego anulowa�?

Tylko wyj��e� sprz�t
na placu zabaw.

Odpryskiwa�em si� w nocy.
Tam nie by�o dzieci.

Nie umieszcza si�
placu zabaw ko�o baru.

To prowokacja.

Co do prowokacji.

Id� otworzy� muszelk� tej laski,
wi�c wybaczcie.

- Spotkanie mia�o by� o 10?
- Tak. Wiesz odno�nie czego?

Zebranie za�ogi.

Tru� mi dup� o minut�,
a sam sp�nia si� 15.

To by�y 2 minuty.

Mo�e mam si�
u ciebie odbija�?

- Zwal� to na tw�j alkoholizm.
- Nie jeste...

Nick, mamy spotkanie.
Dzie� dobry.

Wreszcie zdecydowa�em,

kto zostanie nowym
starszym wiceprezesem

ds. sprzeda�y.

Jest w�r�d nas.

To ja.

- Co powiedzia�?
- Wezm� na swoje barki

obowi�zki
starszego wiceprezesa.

Jak co� ma by� dobrze,
trzeba zrobi� to samemu.

Rozwal� �cian� biura
starszego wiceprezesa,

tworz�c jedno,
olbrzymie biuro.

Jednak�e b�d� dostawa�
tylko 85% dodatkowej pensji.

Po�wi�cam si�.
Bierzcie przyk�ad.

Ty chuju!

Ty pieprzony z�amasie.

Wylecisz na zbity pysk!

Koniec spotkania.

- Mo�emy porozmawia�?
- Oczywi�cie.

- M�wi� pan, �e ja awansuj�.
- I wypruwa�e� sobie �y�y.

- Ok�amywa� mnie pan?
- Ale� sk�d.

Motywowa�em ci�.

Tworzymy dru�yn�.

Poza tym to mnie czeka
dodatkowa praca.

W zesz�ym miesi�cu
pracowa�em do p�na

i nie zd��y�em
po�egna� Gam Gam.

Prosz�?

Chcia�em odwiedzi�
ob�o�nie chor� babci�,

ale zagrozi� mi pan
zwolnieniem.

Zmar�a, nim dotar�em.

- Moje kondolencje.
- Dzi�kuj�.

Nie mia�em poj�cia,

�e nazywasz babci�
"Gam Gam".

Przykro mi, �e nie zd��y�e�
po�egna� Gam Gam.

Naprawd�.

Musia�e� pracowa� do p�na,
bo jeste� wa�nym ogniwem.

Potrzebuj� ci�
na obecnej posadzie.

No to masz, ku�wa, pecha.

8 lat grzej� sto�ek.
Mia�bym zosta� po czym� takim?

Tak, bo dopilnuj�,
by nikt ci� nie zatrudni�.

G�wno prawda.

B�d� chcieli
list rekomendacyjny.

Z ch�ci� w nim napisz�,
�e jeste� niesubordynowanym,

zak�amanym pijusem.

Nie mo�e pan.
To nieprawda.

Pos�uchaj, g�upi konusie,

jeste� moim pionkiem.

Nie my�l sobie,
�e wszystko mo�esz.

Zniszcz� ci�, jak zechc�.

Przyzwyczaj si�,
bo d�ugo tu zabawisz.

Te, �woczyno.

- W gumki se lecisz?
- Co?

3 godziny sp�nienia.
Wym�wka?

By�em na pogrzebie
twojego ojca.

Mo�e u niego by ci przesz�a,
ale teraz ja rz�dz�.

U niego ta wym�wka
nie mia�aby sensu.

Na dywanik.

S�ucham ci�.

- Siad.
- Nie jestem psem.

Dobry piesek.
Sprawdza�em ksi�gi rachunkowe.

- Czemu jeste�my w czarnej dupie?
- To tylko kryzys.

- Mamy zyski.
- Sranie w bani�.

Wiem, �e kumplowa�e� si�
z moim ojcem.

Zawsze by� dziwny i gejowaty.

Nie wiem,
co w tobie widzia�,

ale teraz wyci�gn�� nogi,

a szefu�ciem jestem ja
i szykuj� zmiany.

- S�ucham.
- Pierwsze wa�niejsze.

Ekologiczna gospodarka odpadami,
czy ki uj, nas zjada.

Tw�j ojciec chcia� rozwa�nie
usuwa� odpady, a to kosztuje.

Boliwijczycy bior� 1/3 tego.
Ich zatrudni�.

Nie mo�esz.

- Bo?
- Narazisz �ycia tysi�cy ludzi.

Wali mnie, �e jakie� plemiona
dostan� raka.

- To nowoczesne spo�ecze�stwo.
- Ani mnie to zi�bi, ani grzeje!

Tw�j tata wola� umrze�,
ni� oszcz�dza� i szkodzi�.

I co ci powiem?

Pomys� jest na czasie.

- Co dalej? A, ci�cia t�uszczu.
- Co to znaczy?

Zwolnisz grubas�w.

S� leniwi i �lamazarni,
a� �al patrzy�.

Pierwsza Wielka Margie.

/Podejd� do mnie.

Ona jest w ci��y.
Nie zwolni� jej.

W porz�deczku.

/Nie podchod�.
/Gratuluj�.

- To profesora Xaviera.
- A kto to?

Hank?

Przera�a mnie.

Ca�ymi dniami popierdziela
na wyj�tkowym w�zku.

- Nie zwolni� nikogo.
- Tak?

Tak.

Tobie nie zale�y na firmie.

�e�, kurwa, odkry� Ameryk�.
To m�j bankomat.

My�lisz, �e marzy�em,
by prowadzi� firm� chemiczn�?

Nie!

Chcia�em le�e� na pla�y
z modelk� podaj�c� mi drinki.

I b�d� le�a�, jak wydusz�
z tej firmy ostatni grosik.

Ale pierwsze wa�niejsze.

Poleci t�usta, kaleka
albo wasza tr�jka.

Przelicz sobie.

Jedna osoba albo trzy.

Niech zostawi kart� parkingow�
dla niepe�nosprawnych.

Prosz�.

Chcia�a� mnie widzie�?
O �e�!

- Usi�dziesz?
- A musz�?

Prosi�abym.

Troszk� to absurdalne.

S�uchaj.

Wiesz, �e lubi�
wyg�upia� si� w pracy.

Mimo �e jeszcze
nie przegi�am,

to nie chc�,
by� czu� si� niezr�cznie.

To nieprofesjonalne,

a ja szczyc� si� profesk�.

Od dzi� dawaj mi zna�,

je�li przegn�. Dobrze?

Dobrze. Ju�.

Co "ju�"?

Teraz przeginasz.

Jeste� go�a.

Nie jestem.

Widzisz moj� cipk�?

No nie.

Samo s�owo "cipka"
ju� si� �apie.

- To ju� przegi�cie?
- Z �dziebka.

M�wisz jak homo�.

Tego s�owa raczej
te� nie wolno m�wi�.

Nie m�w mi,
czego nie mo�na,

panie sikaj�cy na dzieci.

By�a noc, a plac by� pusty.

Biedactwo.
Musia�o by� przera�one.

Tam nie by�o dzieci,
nawet w parku!

Mniejsza z tym.

Przejd�my do sedna.

Zar�czy�e� si�.

Za bardzo szanuj� ma��e�stwo,
by je bezcze�ci�.

Dlatego przer�niesz mnie
na d�ugo przed �lubem.

Im bli�ej daty �lubu,
tym mniej kobieco b�d� si� czu�a.

Nie prze�pi� si� z tob�.

To si� oka�e.

Wynocha.

Mo�esz...?

Wcale nie chcia�
mnie awansowa�.

A zakuta pa�a
pu�ci firm� z torbami.

Wyleje wszystkich.

Sta�a przede mn�
z cyckami na wierzchu.

- Twoje nie brzmi najgorzej.
- Ostatni raz si� �al�.

Rzu�cie prace w diab�y.

Mnie zatrudni tylko Julia.
Czy te� jeste�cie notowani?

Musia�bym wr�ci� na uczelni�,
zaczyna� od zera.

Komu by si� chcia�o?

Mam chroni� nazwisko Pellita,
jak jego synowi to lata?

- Ofert jest na p�czki.
- Znajdziecie co�.

Ja nie mog�!
To naprawd� wy?

Trzej muszkieterowie:
Nick, Kurt i Dale.

Jak za czas�w liceum.

- Kenny Sommerfeld.
- We w�asnej osobie.

Oczom nie wierz�.

S�ysza�em, �e pracujesz
w Lehman Brothers.

Wzi�li mnie zaraz po Yale.

- To co tu robisz?
- Og�osili upad�o��.

- Peszek.
- Co ty gadasz? Serio?

Ju� 2 lata szukam roboty.

Nie chc� mnie wzi��
nawet na kelnera.

- Zabi�bym tych Lehman�w.
- Rozumiem ci�.

- Nie mam nawet na tego drina.
- Fundniemy ci.

- Mo�ecie poratowa�?
- Chcesz nowego drinka?

Jakby wam zbywa�o.

Nie wiedzia�em,
�e jest tak �le.

- Masz wyda� z 10$?
- Nie. - Kurt...

Pewnie mi nie wystarczy.

Co powiecie
na r�czne rob�tki?

- �e co?
- 40$ od g��wki, w toalecie.

- Ja podzi�kuj�.
- �artujesz, nie?

Go�ciu! M�wi�em ci co�
o r�kodzie�ach.

Jakby�cie si� namy�lili,
to mieszkam u mamy.

Mo�e jednak
nie rzucajcie pracy.

Do ko�ca swoich dni
b�dziemy nieszcz�liwi, co?

- Na to wygl�da.
- Sk�d ta pewno��?

Nie mamy du�ego wyboru.

Rzucimy robot�
i stoczymy si� jak Kenny

albo b�dziemy robi�
jako tch�rzliwe ofermy,

marz�c ca�ymi dniami
o zabiciu szef�w.

- Te� o tym marzysz?
- Jasne.

- Chore.
- Roz�adowujemy emocje.

Nie zabijemy ich.

Cho� ich �mier�
u�atwi�aby nam �ycie.

Czysto teoretycznie.

Zrobiliby�cie to
bez konsekwencji?

- Co� ty. - A ja tak.
- Nie zabi�by�.

- Zabi�bym.
- Tak? - Ta.

W obronie w�asnej
to nie morderstwo.

To b�dzie dobre.

Mo�na zabi� z�� osob�
w imi� wi�kszego dobra.

Bobby Pellit to potw�r
i kretyn nad kretynami.

Jak postawi na swoim,

zabije tysi�ce
niewinnych Boliwijczyk�w.

- Co?
- Czysto teoretycznie.

- Oszcz�dzenie go jest niemoralne.
- A Harkena mam zabi�,

- bo nie po�egna�em si�
z Gam Gam? - Dok�adnie.

Niewa�ne, jacy s� �li.
Nie jeste�my zab�jcami.

Julia niszczy ci �ycie.
Nara�a twoje przysz�e ma��e�stwo.

- Nie niszczy mi �ycia.
- Bez niej �y�oby ci si� lepiej?

Tak, ju� do niej jad�.
Posiekam j�, w�o�� do pud�a

i wy�l� wam, gangsterzy.
Koniec tematu.

Ty p�acisz, bo mnie wpieni�e�.
Ja poszukam taryfy.

- Tylko teoretyzowa�em.
- Ja te�.

Zgadnij, kto to.

- Nie mam na to ochoty.
- Na co?

- Cze��!
- Cze��, kotku.

Co tu robisz?

- Zaprosi�am j�.
- No!

Zaproponowa�a mi darmowe leczenie
jako twojej narzeczonej.

A odpadaj� mi plomby.

Bardzo mi�o z twojej strony.

To dla mnie przyjemno��.
Nale�ysz do rodziny.

Nie wiem...
czy to dobry pomys�.

Ale dlaczego?

��czymy interesy z przyjemno�ci�.
I na odwr�t.

Wykorzystujemy Juli�.

Dale, co by� nie zrobi�,
to nie ty mnie wykorzystasz.

Jest urocza.

Chod�my nape�ni� ci� gazem.

Ja pieprz�.

10...

9...

Co wyrabiasz z t� r�k�?

Uwa�aj na ostre narz�dzia.

Odp�yn�a.

Co ty robisz?

- Wyrw� ci ten korze�.
- "Korze�"?

- Wydymasz moje zdzirowate usta.
- Kto u�ywa takich s��w?

Bzykajmy si� na niej.
Jak na ��ku.

Z�a�! Z�a� z niej!

Niech ci� szlag!

Do�� tego!
Teraz przegi�a� pa��.

Mam tego powy�ej uszu.

Kij z t� prac�,
nie potrzebuj� jej.

�egnaj, odchodz�.

- Powiem, �e mnie przelecia�e�.
- Co?

Powiem jej to,
jak tego nie zrobisz.

A m�w sobie.
I tak ci nie uwierzy.

Wie, �e jeste�
przest�pc� seksualnym.

A jak jej to poka��...

to mi uwierzy.

A co to?

Pami�tasz, jak w 1. tygodniu

zmienia�am ci koron�
na przedtrzonowcu?

Zrobi�am kilka zdj�tek

z tego zabiegu.

Gdy by�em nieprzytomny?

Moje ulubione.

- Gwa�t.
- Co?

Gwa�t, tak si� gwa�ci.
Jeste� gwa�cicielk�.

Zgwa�ci�a� mnie.
To gwa�t!

Spokojnie, Jodie Foster.

Nie mia�e� twardego.

- Wcale mi nie ul�y�o.
- Nast�pnym razem masz mie�.

Inaczej poka�� jej
m�j fotoalbum.

Przygotuj pacjentk�
do prze�wietlenia.

Wracam za momencik.

Zabijmy t� zdzir�!

- Jak�?
- Jeszcze pytasz?

Szefow�. Waszych szef�w te�.

To by� dobry pomys�.

Byli�my pijani.
Sam gani�e� zabijanie.

To by�o zanim chcia�a si� bzyka�
na nieprzytomnej Stacy.

- Powaga?
- Odwali�o jej na maksa.

- Zrobi�a mi zdj�cia.
- Gdzie je masz?

Zniszcz� mi �ycie.
Nie poka�� wam.

Piszecie si� na to?

- Ja by�em za. Nick?
- Grajmy. - No we�.

- A co z twoj� babci�, Cy Cu�?
- Gam Gam. - Jak zwa�, tak zwa�.

Nie po�egna�a ulubionego wnuka,

bo jego bucowaty szef
nie pozwoli� mu wyj��.

- Czego by chcia�a?
- Nie jego �mierci.

Mniejsza z ni�, ju� nie �yje.

To twoje �ycie, Nick.
Czego ty chcesz?

- Pozby� si� go.
- W�a�nie! Zr�bmy to.

Tylko jak?

Ogl�damy ze Stacy
"Prawo i porz�dek".

I ci z serialu
bez przerwy co� knoc�.

Zostawiaj� nask�rek, �uski...

- Sperm�.
- W wi�kszo�ci przypadk�w.

- Cichy zab�jca.
- Wniosek: nie nadajemy si�.

- Trzeba nam zawodowca.
- P�atnego zab�jc�?

- No.
- �wietny pomys�.

Od sprz�tania i strzy�enia
te� mamy ludzi.

- I sk�d go we�miecie?
- Zostawcie to mnie.

Ju� wszystko rozkmini�em.

Zadzwoni� jutro i powiem wam,
gdzie si� spotkamy.

Czemu nie teraz?

Bo tego nie rozkmini�em.

Ale rozkmini�.

- �ledzi� ci� kto�?
- Po co?

- Ludzie �ledz� w takich sytuacjach.
- Jacy ludzie?

Upewnij si�.

- Zdejmij to.
- Upewnij si�.

- Uspok�j si�!
- Prosi�e� si�.

Zdejmij to i mnie wpu��.

- Wkurzy�em go.
- Ju�?

Co jest? Co tu robimy?

Nie chc� zab�jcy w domu.

Nie mo�e wiedzie�,
gdzie mieszkamy.

Znale�li�cie kogo�
i on tu przyjedzie?

- Zawodowca.
- Dale go znalaz�.

To proste jak kupno
u�ywanego materaca.

- W internecie?
- Nie pisz� "p�atny zab�jca".

U�ywaj� szyfru:
"mokra robota", "likwidacja".

Zawodowiec
z wieloletnim sta�em

w krajowej i mi�dzynarodowej
mokrej robocie.

Szybko i dyskretnie.

- �adnych dzieci ani polityk�w.
- Ostatnia cz�� mnie upewni�a.

- Mogli�my wzi�� jakie� zak�ski.
- By�o wcze�niej my�le�.

- To on?
- Co� podjecha�o.

- James Bond.
- Wykapany!

Pewnie ma te wypasione gnaty,
co skr�ca si� ze sob�.

A co je�li to tajniak?

Albo zawo�a wi�cej, ni� mamy,
wkurzy si� i nas zabije?

- Nie... Zabije nas?
- O, o�.

- Mo�e?
- Teraz go wpu��cie.

- Jak m�j fryz?
- Co?

Niewa�ne. Otwieramy.

Got�w?

Tak?

Dale?

To mi tak m�wi�.

Prosz� wej��.

Wszyscy trzej panowie
chc� wzi�� udzia�?

Dobrze.

Zanim przejdziemy dalej.
S� tu ukryte kamery?

Je�li s�, znajd� je.

Nie w�tpi�.
Tylko g�upi by to kr�ci�.

- G�upota.
- Nie ma.

Zatem zaczynajmy.

- Jest �wietny.
- Fachura.

S�yszeli�cie, jak m�wi?

A ju� si� bali�my...

- A to na co?
- Na ba�agan.

- Nie chc� niczego poplami�.
- Wiedzia�em.

- Kto pierwszy?
- To nie nas ma pan zabi�.

Chcemy u�mierci� kogo� innego.
Ale jak co�, to Nick.

Panowie, o czym wy m�wicie?

- Zajmuje si� pan mokr� robot�.
- Zgadza si�.

Sikam na m�czyzn
za pieni�dze.

- Co robi?
- Odlewa si� na facet�w.

Inaczej czemu og�asza�bym si�
w dziale "Pan szuka pana"?

Gdzie si� og�asza�?

Ty idioto sko�czony!

Jeste�my panami
szukaj�cymi pana.

- I ludzie powierzaj� ci z�by?
- Tylko podaj� narz�dzia.

Przejecha�em taki kawa�
i nikt nie chce si� zmoczy�?

- Nie kr�ci nas to.
- Mog� skorzysta� z ubikacji?

- D�ugo trzyma�em mocz.
- Jasne. Tam jest.

- Mimo tego chc� moje 200$.
- Rozumiemy.

- 200$ za to, by da� si� obszcza�?
- Wygl�da�o na okazj�.

Ty g��bie.
Z kim ja si� zadaj�.

S�yszysz?
Prawie tym dostali�my.

Wezm� t� wpadk� na siebie.

- Proste.
- Stawiasz kolacj�.

- Pomyli�em si�.
- Tak nie znajdziesz zab�jcy.

- A ty wiesz, jak znale��?
- Jasne.

- Co� mi za�wita�o.
- Co tam kombinujesz?

- W�a�nie, co?
/- Dobry wiecz�r.

/Dzi�kuj� za kontakt
/z NavGuide.

/Jestem Gregory.
/Czym mog� s�u�y�?

Szukamy najniebezpieczniejszego
baru w mie�cie.

- Jedziemy co� zje��.
/- Prosz�?

Baru pe�nego kryminalist�w,
typ�w spod ciemnej gwiazdy.

- Masz co�?
- Jed�my do restauracji.

/Nie posiadamy spisu
/wg poziomu niebezpiecze�stwa.

/Niedaleko maj� panowie
/Applebee's.

- Dla mnie bomba.
- Niezbyt.

Tam s� inne zryte typy.
Co� innego?

/Mo�e okolica z najwi�ksz�
/ilo�ci� kradzionych aut?

Sprytny pomys�.

- Ja chc� kolacj�!
- Idealna okolica.

/Radz� zablokowa� drzwi.

Ju� wola�bym
zosta� obszczany.

Nie �artowa�e�, Gregory.
To nieciekawa okolica.

- Zosta� z nami. Jeste� tam?
/- Jestem.

Nie roz��czaj si�.

Tak mnie to frapuje.
Serio masz na imi� Gregory?

/Nie, prosz� pana.
/Mam na imi� Atmanand.

Jak ma si� do Gregory'ego?

/Przypisano mi to imi�.

- Nie mo�esz mie� w�asnego?
/- Wielu Amerykan�w

/nie umie go wym�wi�.

Wy�ami� si�.
B�d� m�wi� ci Amanam.

- Atmanal.
- Eminem.

- Atmanal.
/- Atmanand.

B�dziesz Gregory,
bo masz koszmarne imi�.

- Zrani�e� go.
- A gdzie tam.

/Dotarli panowie.

- Dzi�kujemy.
/- Prosz� bardzo.

Dobra, to do dzie�a.

- To z�y pomys�.
- �wietny.

Krzykniesz,
"Kto tu zabija za kas�"?

- Denny plan.
- Chod�cie, za�atwi� to.

- A ty dok�d?
- Lepiej chyba tu nie zostawa�.

- M�czysz atlas?
- Klej wary.

/Hola.

Siema, ziom.

- Kto tu zabija za kas�?
- Kurt!

- Co� powiedzia�?
- Nie mam rasistowskich uprzedze�.

Uwa�am, �e spo�ecze�stwo
was dyskryminuje.

"Was"?
Prowadz� ma�y interes.

Nie b�dziesz
mi tu dyskryminowa�.

Nie chodzi�o mi
konkretnie o ciebie.

O wszystkich murzyn�w?

- Tak.
- B�d� w aucie.

- O, bejsbol.
- Nie chcia�em ci� urazi�.

Przepraszam.

- Jestem cz�owiekiem wielkiego serca.
- Zaraz b�dziesz bez serca.

Cztery, trzy, dwa, spad�wa.

Mi�ego dnia.

Nie musisz nic m�wi�.

Otwieraj drzwi.

- Odpuszczamy?
- Ej, wy!

- Chyba mog� wam pom�c.
- Nam?

Nie jeste�my zainteresowani.

O tak, z nieznajomym
w ciemny zau�ek.

Podobno macie cosik
do sprz�tni�cia.

Ano.

- Jeste� sprz�taczem?
- Matkojebca Jones.

- Jak?
- Matkojebca Jones.

- Masz na imi� "Matkojebca"?
- Ta, jakie� anse?

Nie, spoko imi�.

- Na akcie urodzenia te� je masz?
- Nie, kiepie.

Prawdziwe to Dean.

Dean Jones.
Jak aktor z "Herbie'ego".

- Nie b�dzie go zna�.
- Wiem, kto to, cioto.

Nie b�d� tu popyla� jak debil
z nazwiskiem z Disneya.

Sk�d ksywka "Matkojebca"?

Jako szczyl zakrad�em si�
do sypialni matki.

Le�a�a ca�a nagusie�ka.

Grza�a w�d� ca�y wiecz�r.

Zaszed�em j� od tylca

i wepcha�em paluchy...

- do jej torebki.
- Torebki?

Skroi�em tygodni�wk�.
Ojeba�em matk�.

St�d ksywa
Matkojebca Jones.

Powinno by� "Matko-ojebca",
by si� �le nie kojarzy�o.

- Co ci si� �le kojarzy?!
- Nic.

Wr��my do tematu.
Ka�dy z nas ma szefa...

Fajnie by by�o,
gdyby ca�a tr�jka ju�...

Nie pl�ta�a si� po �wiecie.

Nie �y�a.

Macie kapuch�?

Mamy.

- Ile tej kapuchy?
- Za 3 cele?

30 kilo.

- Wyg�odnia�y pan.
- Sporo kapusty.

Mo�e po zabiciu dw�ch,
trzeci b�dzie gratis?

30 tysiak�w
albo nici z interesu.

- Nie mamy tyle.
- Teraz to ju� pi��!

Wchodzimy w to.

Nie chcemy, by wysz�o,
�e to nasza sprawka.

- Nie znam was.
- Ale z nas chamy. To Dale...

- Nie przedstawiaj mnie!
- S�ucha�!

Przynie�cie jutro kas�.

- Zajm� si� reszt�.
- W pude�ku, w torbie?

Po prostu we�cie mamon�.
Wpakujcie j� do walizki.

- Dzi�ki za po�wi�cony czas.
- Dostarczysz walizk�?

- Chyba jest.
- Po co walizka?

- To ma�y pliczek.
- Nam to nie przeszkadza.

Kiedy planujesz
zwie�czy� dzie�o, Matkojebco?

Dopiero co odsiedzia�em dych�
za niez�e �wi�stwo.

- To 10 lat.
- Wiem.

Jestem na warunkowym.
Jak co� przeskrobi�...

to wracam do pud�a.

Rozumiemy.

- To koniec?
- Co to oznacza?

- Mia�e� si� tym zaj��.
- I zajm�.

B�d� waszym
doradc� ds. mordu.

Przykro mi, ale...

to nam nie pasi, stary.

Uciszcie chomika.

- Nie chomikuj mi.
- Spokojnie.

- To obra�liwe okre�lenie.
- Ale trafne.

Nie tak si� umawiali�my,
Matkojebco.

- We�miemy kas�.
- We�cie si� bujajcie.

Nie zwracam.

To 5 tysi�cy.
My�lisz, �e wyjdziemy,

- a ty je zatrzymasz?
- Bez nag�ych ruch�w!

Jezu Chryste.

Nie zabijaj nas.
Obgadajmy to.

Baksy s� moje, kropka.
Bierzcie rady albo spad�wa.

- Do bani uk�ad.
- Pos�uchajmy.

Pi�� tysi�cy za rad�?

Wi�kszo�� zab�jc�w to �wie�aki.

Idealne morderstwo
musi wygl�da� na wypadek.

Zepsute hamulce,
wyciek gazu, samob�jstwo.

Wcale nie musicie
przy tym by�.

Warto by�o wyda�
5 tysiak�w, nie?

- Oczywiste te informacje.
- Nic ciekawego.

Co to, "Scooby-Doo"?
Jak upozorujemy 3 wypadki?

�ledz�c i kmini�c.

Znajd�cie ich domy.
Poznajcie nawyki, hobby.

Sprawd�cie, co szamaj�
i kogo ruchaj�.

Odnajd�cie ich s�abostki.

- Pracuj�.
- My te�.

- Dlatego ci� wynaj�li�my.
- Nie mamy czasu.

Nawet je�li wywiniecie
zbrodni� doskona��,

ale macie motyw, bia�asy,
to psiarnia i tak...

- Policja.
- ...przypnie to wam.

Mamy dobre powody,
by zabi� szef�w.

Ten badziew si� nie sprawdzi.

Si� ju� wie.

Zabijcie szef�w swoich koleg�w.

- �wietny pomys�.
- Ujdzie.

Jak w "Nieznajomi z poci�gu"
Alfreda Hitchcocka.

- Nie widzia�em.
- Film DeVito. �miechowy.

Tak, s�awny film
Hitchcocka i DeVito.

- My�l�e.
- No co?

- Chodzi ci o "Wyrzu� mamusi�
z poci�gu". - No tak.

To o tym filmie my�la�.

Pomys� ten sam.
Nie powi��� nas z zab�jstwami.

Ta jest!
Tysiaczki dobrze wydane?

- Bardzo niedobrze.
- Wtopione.

M�wi si� trudno.
Poszli mi st�d.

Jestem na zewn�trz.
Robimy rozpoznanie?

Tak. Nam�wi� Harkena,
�eby pu�ci� mnie wcze�niej.

Po co? Ju� nied�ugo
nie b�dzie twoim szefem.

Zejd� za 3 minuty.

Niech tak b�dzie.
Przyjdzie za 3 minuty.

- Zajebi�cie wygodne te fotele.
- Wiem.

Lecimy!

Najgorszy raport,
jaki czyta�em, pata�achu.

Masz miejsce na parkingu?
Odbior� ci je.

Co jest, do cholery?

Od rana walcz� z t� infekcj�.

- Musz� pracowa�.
- O nie. Do domu, oblechu.

- Jeszcze ludzi pozara�asz.
- Mo�e tak b�dzie lepiej.

We� papiery do domu
i dostarcz w poniedzia�ek na 6:00.

- Chryste.
- Dzi�kuj�.

I zabierz ten zasyfia�y kosz.

Na niekt�rych ulicach
parzyste numery

- s� po drugiej stronie.
- Nigdzie tak nie ma.

Zatrzymaj si�.

- Kt�ry to?
- Nie stawaj naprzeciwko.

Poczekamy,
a� Pellit ruszy dupsko

i si�dziemy mu na ogonie.

- P�jdziemy za nim nawet do klopa.
- Proste!

- Zaczynamy.
- Jaram si� jak pochodnia.

Ale kaszana.

Straszna padaka.

Wiemy chocia�,
czy jest w domu?

Trzeba sprawdzi�.

M�j Bo�e...
Jaki plan?

- Zerkniemy przez okno.
- Nie, nie.

- Dzwonimy i nas�uchujemy.
- Niez�y pomys�.

- Chod�cie tu.
- Mo�e go nie by�.

- Nikt nie �azi� po domu.
- Chyba nie zadzwonicie?

Nie w�lizgn��em si�.

Sor�wa.

- Wszed�e�?
- Tak.

Jezu, kolo ma nied�wiedzia?

To zwyk�e w�amanie.

Sp�jrz na ten burdel.

Jak w muzeum im. Je�opa.

Albo w umy�le przychlasta.

Ma pi�karzyki.

Nie dotykaj niczego!
Pu�� to.

- Odciski...
- W�a�nie.

- Powinni�my mie� r�kawiczki.
- Nie ma... Wiem!

- U�yj r�kaw�w.
- Co robicie?

R�kaw-iczki.

Ale zostawi�em odcisk�w.

- Co robimy?
- Szukamy info.

- "Info"?
- Informacji.

- Wiem.
- To po co pytasz?

Rozdzielmy si�.

Znajdziemy co� przydatnego
i spadamy.

- Nie gadaj ju�, tylko szukaj.
- Pope�niamy przest�pstwo.

To by si� zda�o, nie?

- O choroba, ale koki.
- Widzia�e� kiedy� tyle?

Pewnie warta z 15 tysi�cy.

No to �em narobi�.

- Nie wdychaj.
- Trzymaj, b�d� wsypywa�.

- Nie mam r�kaw-iczek.
- Znajd� co� do zebrania jej.

Gorzka.

- Na dwie r�ce.
- Spr�buj� tym.

- Jako� idzie.
- No nie wiem.

- Wolniej.
- Id� na kanap�. Nie pomagaj.

Mog�e� wpierw opr�ni�.

- My�lisz?
- Ta, ze wzgl�du na kurz.

S�ysza�em "nici w rzyci",
ale to b�dzie przesada.

Przynie� sito albo...

- Durszlak.
- Te� si� nada.

Zaczn� wybiera�.

Styknie.

B�dzie dobrze.
Wybieram �mieci jak maszyna.

- Zapieprzam superszybko.
- Wiesz, co jest dziwne?

Powinienem panikowa�.

Odrobink� panikuj�,
ale bardzo pozytywnie.

Niby chcia�bym umrze�,
a czuj� si� wybornie.

- Co wy wyrabiacie?!
- Nic.

- Za�atwi� si�, nim wyjdziemy.
- A ja zrobi� pompki.

Co wy�cie narobili?

Te� si� czuj� wybornie.

Pomo�esz sprz�ta�?
Tak post�pi�by przyjaciel.

W�amali�my si� na chat�.
Cudowne prze�ycie.

Nagle sta�em si� specem
od przesiewania koki.

Wypas. Chod� pom�c.

Trzeba by�o si� przygotowa�.
Stracili�my tylko czas.

Niezupe�nie.
Patrz, co tu mam.

Nie�le, nie?

- To jego kom�rka?
- Tak.

- Ukrad�e�?
- Ba. Mamy kontakty, terminarz.

- �adnie.
- O nie! To przest�pstwo.

- To kradzie�.
- Dobry �up.

W�amali�my si�,
a wy si� na�pali�cie.

Ma faz�, zignoruj go.

Szykujemy si�
do zabicia 3 os�b,

- a ty mi trujesz o kradzie�y?
- Powiadamiaj mnie.

Powiadamia� ci�?
W porz�siu.

Nick, potrzymasz?

O niczym nie b�d�
ci� powiadamia�.

- Palant.
- Sporo tu tego.

M�wi�em wam.
Sprawdzimy twojego szefa?

Nie bije si� kierowcy!

- Ma racj�.
- Mam faz�, bij� kogo chc�.

- Dawajta, ch�opaki.
- B�d� cicho.

Uspok�j si�, Dale.

Czekajcie. St�j, Dale.

Ostatnio we trzech
by�o zamieszanie.

Straszny kocio�.

Je�li Harkena nie ma,
wejd� z Kurtem,

a ty zostaniesz na czatach.

Pogrza�o ci�?

Zajebi�cie! Czaty rz�dz�.

Tylko nie znam typa.

Kto by nie przechodzi�,
ostrze�esz nas.

- Dobra?
- W porz�siu.

Zatr�bi� sze�� razy.

- Co� dyskretniejszego.
- Sze�� to za du�o.

- To cztery?
- Mo�e raz?

- �artujesz?
- Ani troch�.

Ka�dy tr�bi raz.
B�dziecie lata� tam i z powrotem.

- Mog� by� dwa?
- Tak daleko nie zajdziecie.

- Prosimy.
- No ju� dobrze.

Dwa bardzo d�uuugie tr�bni�cia.

Sprawdz� to okno.

- Nikogo nie widz�.
- Chyba pusto.

Na pewno jest poza domem.

- Mo�e da si� wej�� na g�r�.
- Albo zostawi� otwarte okno.

Albo jeszcze lepiej.

- U�atwi spraw�, nie?
- Dobrze rozumujesz.

Nie rzucaj!

- Cholera.
- Rozwali�a kamie�.

Wiedzia�e�,
�e to schowek na klucz?

Jasne.

- Nie chcia�e� rozbi� szyby?
- Sk�d. Chcia�em otworzy�.

Jak zwinny w�amywacz.

Robimy tylko rozpoznanie.

We� to.
Chc� mie� wolne r�ce.

Ty to rozwali�e�.

Czuj�...

O Bo�e!

- To tylko kot.
- Wyskoczy� jak ze mg�y!

Chod�my sprawdzi� g�r�.

Jasny szlag!

- Ile oni maj� tych kot�w?
- To chyba ten sam.

Szybki, wszarz jeden.

- To �ona Harkena?
- Tak.

- Szprycha.
- Ani chybi. Chod�.

Zarzuci�bym j� na beczk�
i pokaza� jej 50 stan�w.

- Nie rozumiem.
- To powiedzonko.

- Nie s�dz�.
- Tak si� m�wi.

- Nie s�ysza�em.
- Na st�w� si� m�wi.

Nie b�d� si� k��ci�.
Szukajmy dalej.

- Na pewno jest taka fraza.
- Na pewno nie.

To z jakiej� ksi��ki.
"Wielki Gatsby"?

Rozgl�daj si� za terminarzem
lub ksi��eczk� adresow�.

Szkoda, �e nie za kotami.
Uwielbiaj� je.

Ty, t�py ryju.

Powiesz mi, dlaczego

wyrzucasz �mieci
na moj� ulic�?

Chyba ten...
wiatr wywia� mi go z r�ki.

M�g� ci go wywia�
nawet ze szpary.

Zabieraj st�d tego rz�cha
i spieprzaj z mojej ulicy.

Nie wiem, czemu winne auto,
ale opanujmy t� wrogo��.

Chcesz zobaczy� wrogo��?
P�jd� do domu po...

Co ci si� dzieje?

- Orzeszki.
- "O �e� w kij"?

A, orzeszki!
Mia�em z nimi kanapk�.

Szkodz� ci?

Co? Co tam masz?

Mam! Co robi�?

Chwila, wolno czytam.

Dobra, w klatk�.
Uratuj� ci�.

Jak si� czujesz?
Lepiej ci?

Chod� tu, szybko.

Patrz.

- Zabija Harkena?
- To on?

Wbij� jeszcze raz.

Co on wyczynia?

- Zabija go?
- To etap rozpoznania!

Musimy spada�.

Dociskam.

Lekkie uk�ucia?

Mo�e w szyj�?

Wstawaj, stary.

Chod� pani tu.

Co si� sta�o?
Co pan robi?

Chyba ju� mu dobrze.

- Zna go pani?
- To m�j m��. Kotku?

Skarbie, nic nie jest?

- Wr�ci� do nas.
- Co� ty mi zrobi�?

Ocali�em ci�, tym.
Fenomenalna akcja.

Uratowa� ci �ycie, kochanie.

- Spoko.
- Co za przytulanie?

To za misj� ratunkow�, kolo.

Jestem mu wdzi�czna.
Umar�by�, gdyby nie on.

Bardzo wdzi�czna.
Znasz go?

- Nie. W�a�nie...
- Posuwa ci�?

- Na to czeka�e�?
- Dopiero j� pozna�em.

Odda� ci to?

- Wypieprzaj st�d.
- Robi si�.

Powiniene� dzi�kowa�
temu m�odzie�cowi.

Dlaczego jeste�
taki podejrzliwy?

Wiem, �e si� puszczasz.

Przez tego cymba�a
trafimy do mamra.

Ja nie mog�.
Poszerz� mi kakaowe oko.

Ku�wa, mnie te�.

Tobie na pewno.

Szanse s� takie same.
Masz bardziej kakaowe?

- Nic takiego nie m�wi�em.
- Niewiele brak�o.

Kurde blaszka,
widzieli�cie t� akcj�?

Tak.

- Widzieli�my.
- Niew�sko, nie?

W�sko jak st�d tu!
Poszli�my po informacje,

a ty zad�ga�e� Harkena
na oczach s�siad�w.

To by� Harken?

- A my�la�e�, �e kogo d�gasz?
- Nikogo nie d�ga�em.

Mia� alergi� na orzeszki.
Ratowa�em go.

K�u�em tym dozownikiem,
�eby �ci�gn�� go z za�wiat�w.

Uratowa�em go�ciowi �ycie.

M�j szef, kt�rego chcemy zabi�,
umiera�, a ty go uratowa�e�?

W tej wersji
brzmi mniej ciekawie.

Oj w�sko.

Nie wiedzia�em, �e to on.
Musicie mi opisywa� ludzi.

Odsapnijmy chwil� od niego.

Zdecydujcie si�.
Co jest?

Zdobyli�my dobre info.

Harken ma alergi� na orzeszki,
a Pellit mas� koki.

Tak si� bawimy?

Musimy umie�ci� orzeszki
w domu Harkena

i zatru� kok� Pellita.

Ka�dy pomy�li,
�e dosta� trefny towar.

Odcinacie si�
jak w VIII klasie?

Harken ma dozownik
przy sobie.

- Nie pod prysznicem.
- Wsypiemy orzeszki do szamponu?

Dwa �miertelne wypadki
na odleg�o��.

- Matkojebca by�by dumny.
- Dowcip z brod�.

- Co z szefow� imbecyla?
- Zajm� si� ni� jutro wieczorem.

- Ile mo�na czeka�?
- Wgni�t� ci blach�.

Zawie� �osia do domu.

Bardzo �mieszne.

Boki zrywa�.

Dale, tak si� zastanawiamy,

kogo by cz�ciej zapinali w pace,
mnie czy Nicka?

Nicka.

Serio? Dlaczego?

Wygl�da na s�abego
i bezbronnego.

Zamkn�li�cie auto.
Dziecinada.

TRUTKA NA SZCZURY

/3 w cenie 1

Ekstra promocja.

Jezu, to morderstwo,
a nie przyj�cie towarzyskie.

Nie musisz o tym tr�bi�.

Nie przepu�ci�bym
takiej promocji.

Komu w drog�, temu trup.
Wyko�cz� Pellita,

Dale Harkena,
a ty zdob�d� info o Julii.

- Przyj��em.
- Widzimy si� po wszystkim.

- Dzi�ki, Kimmy.
- Prosz� bardzo.

Do nast�pnego.

- Dzi�ki, Bill.
- To ja dzi�kuj�.

/Co tam s�ycha�?

- Co ju� wiesz?
/- �e musz� zamieni� dentyst�.

Niesamowita szprycha.

/Jak u ciebie?

Czekam, a� Pellit za�nie,

wyjdzie albo...

Czekam.

Ciekawe, jak idzie Dale'owi.

/B�dzie bardzo ci�ko.

/Ka�dego dnia b�dziemy musieli
/nad tym pracowa�.

/Chc� tego, bo pragn� ci� mie�.
/Na zawsze.

Dawaj to.

Sk�d ten facet
bierze tyle energii?

Ju� wiem.

Co to, kurwa, by�o?

Ju� czas.

Co jest?

Chyba nie dam rady.

/Wiem, �e go nienawidzisz,

- ale nie podo�am.
/- Rozumiem.

Te� mam takie odczucia.

/- Odwo�ajmy akcje.
- O ku�wa.

- Co?
- Harken tu jest.

/- U Pellita, po co?
- Podszed� do drzwi.

/- Wie o nas?
- Cholera go wie.

Czego?

Chryste Panie!

- Zastrzeli� Pellita.
/- Na bank?

Ku�wa ma�!
Pellit otworzy� drzwi,

dosta� kulk� w klatk�,
upad� na gleb�,

- a ten pos�a� mu drug� w g�ow�.
/- Kropn�� go? Jak to?

/Gadaj, co tam si� dzieje.

Jak Pellit?

/- Co z nim?
- Dalej gryzie gleb�.

Musz� st�d spada�.
Spotkamy si� w barze.

Widzimy si� na miejscu.

Rzygn� sobie kilka razy
i tam przyjad�.

Cholerna Toyota...

Zachowajmy spok�j.

- Spadaj, widzia�em morderstwo.
- I tak by� go zabi�.

- No nie wiem.
- Jak to?

- Mog�em stch�rzy�.
- Jak ja, spanikowa�em i zwia�em.

�artujecie sobie?

Nie mo�ecie ot tak
zmienia� planu.

Ty by�by� w stanie
zabi� Juli�?

Nie wiem.
Teraz by by�o ci�ko.

- "Teraz"?
- Co przez to rozumiesz?

- Przespa�e� si� z ni�?
- Nie.

- Ty popapra�cu.
- Tym razem nie ja zawini�em.

Teraz na pewno
by�by� podejrzanym.

- Obserwowa�em j�.
- I tyle mia�e� robi�.

- Babka palce liza�.
- Nie m�w o jej urodzie, gnojku.

Zacz�a si� celowo rozbiera�.

/Na wprost okna,
/przy zapalonym �wietle.

/- Jakby wiedzia�a.
/- "Celowo"?

/Powoli, kusi�a ramionami.

Umy�lnie jak nic.

/- P�niej przek�ski.
/- Ma �adne piersi?

/L�d na patyku.
/Nast�pnie banan.

/- A na koniec par�wka.
/- Ja mu nie wierz�.

Trzy pokarmy
w kszta�cie fallusa.

- I nie je si� w takiej kolejno�ci.
- Fakt, ciep�e po zimnym.

Uzna�e� to za wezwanie
na ruchanie?

/Nie, bro� Bo�e.

/Za wezwanie
/uzna�em wezwanie.

/- Zwabi�a mnie do siebie.
/- Masz odchy�.

/- M�ska dziwka.
/- Szanujmy si�.

/Po problemie.

- Zostawi ci� w spokoju.
- Mo�emy pogada� o �mierci Pellita?

Niech no pomy�l�.

Dobra, co� mi za�wita�o.

Damy glinom anonimowy cynk,
�e to Harken zabi� Pellita.

Harken w pace, Pellit w piekle,
a Julia wygrzmocona.

Trzy problemy z g�owy.

Anonimowy cynk,
mo�e wypali�.

Zadzwonimy z budki,
�eby nas nie namierzyli.

Pojedziemy moim.

- Gdzie w og�le s� budki?
- Na p�tli autobusowej.

Mo�e w galerii?
A to co?

- Co jest?
- To do nas?

O holender.

Ca�kiem.

Prosz�.

- To pa�skie auto?
- Tak.

Poszukujemy szarego Priusa
na tablicach: 2WAQ233.

Dlaczego?

- Pana pyta�em?
- Nie.

Czyli mojego auta.
Jak mog� pom�c?

Uciekano nim
z miejsca zbrodni.

- Wiadomo co� panu o tym?
- Czemu mia�bym ucieka�?

Sam nie wiem.

- A co si� sta�o?
- Pi� pan? - Nie.

- Wyczuwam alkohol.
- Od tego z ty�u.

- Pojedziemy na komisariat.
- Panie w�adzo...

Siema, ziom.

�e te� da�em si� wam
na to nam�wi�!

- M�wili�my czysto teoretycznie.
- Ach tak?

Dlaczego jecha�e� 100 km/h,
przy ograniczeniu do 40,

przecznic� od domu ofiary?

Tu� po jej �mierci.

�ciga�em si�.
Jestem kierowc� wy�cigowym.

�ciga�e� si�?

Priusem?

Rzadko wygrywam.

Czego� tutaj nie rozumiem.

By�e� na miejscu zbrodni.

A gdy znale�li�my auto,
przebywa�e� z tymi szajbusami.

- Przest�pc� seksualnym.
- Plac by� pusty.

I tym go�ciem, kt�ry pracuje
w firmie ofiary.

Co?

Zabito mojego szefa?

Co robi�e�
pod jego domem, Nick?

A co ty robi�e�
podczas morderstwa?

Uprawia�em mi�o��,
z kobiet�.

Mordowa�em jej ty�ek.

- Panowie...
- Mam pytanie.

Gdyby kto� z nas
zna� zamachowca

i zechcia� wy�o�y� go
panom na tacy...

to w nagrod�
dosta�by immunitet?

Nie, w nagrod�
dosta�by odsiadk�.

Zatajanie tego uznaliby�my
za matactwo procesowe.

To dobrze, �e nie znamy.

Je�li my�licie, �e uwierzymy,
i� to zbieg okoliczno�ci,

to d�ugo tu posiedzimy.

Chwila.

Twierdz�c, �e tu posiedzimy,

sugeruje pan,
�e nie mo�emy wyj��.

Ale czy jeste�my
aresztowani?

Nie, to tylko przes�uchanie.

Ipso facto, nie macie
wystarczaj�cych dowod�w,

pozwalaj�cych na aresztowanie.

Jeszcze nie.

Powo�uj�c si�
na czwart� poprawk�,

twierdz�, �e mo�emy
sobie st�d i��.

- Mam racj�?
- Formalnie, tak.

Tyle mi starczy.

Panowie, jeste�my wolni.

Spadajmy.

- Wracamy po auto.
- Jak? Taks�, poci�giem?

- Wiecie, �e tu jest metro?
- Sk�d ta gadka?

Z "Prawa i porz�dku".
Lizn��em co nieco.

- Pokazali�my im.
- Chcia�e� nas wyda�.

Wisia�o to w powietrzu,
ale nie, nie wyda�by.

Nie tak pr�dko.

Mandat za pr�dko��
i przejechanie na czerwonym.

Nie rozsiadajcie si�.

Medycyna s�dowa
sprawdza dom Pellita

w poszukiwaniu DNA
i odcisk�w palc�w.

A im nic nie umknie.

I szczoteczka do ty�eczka.

Wsadzi�e� sobie w dup�
ca�� �azienk�?!

- Nie wiedzia�em, �e mam tam DNA.
- K�amiesz! Wiedzia�e�.

Lubisz sobie
wk�ada� w odbyt, zboku!

- Wynajmiemy Hoffmana.
- Nie mam kasy na prawnika.

Kupi�em drogi pier�cionek,

a z reszty ojeba� mnie
Matkojebca!

Porad�my si� go.

Czemu nie.
Kosztowa� nas 5 patyk�w.

- Plus 40$ za walizk�.
- Sko�cz ju� z t� walizk�!

- Siema, Matkojebco.
- Patrzta, kto wr�ci�.

Jak tam wasi
"Nieznajomi z poci�gu"?

- Nie wypali�o.
- Jedna z ofiar zabi�a drug�.

- Pitolisz!
- Plan si� sypie.

- Macie �by jak sklepy.
- To nie nasza sprawka.

P�niej policja uzna�a nas
za podejrzanych.

A Kurt zostawi� DNA,

bo wpycha�
szczoteczk� w odbyt.

Nie chc� nic zataja�.

�api�. Wpierw interesy.

- Pi�� tysi�cy.
- Nie dostaniesz ju� nic.

- Dwa?
- To ju� nie przejdzie.

Nie ma mowy, Matkojebco.

Op�a�cie mi drinki.

- Ja zap�ac�.
- S�aby z niego negocjator.

Gliny siad�y te�
na tym, kt�ry zabi�?

- Nie podejrzewaj� go.
- Oto, co zrobicie.

Zmusicie go,
�eby si� przyzna�,

- i nagrajcie to.
- Piku�.

Ciebie z�apali za morderstwo?

- Nikogo nie zabi�em.
- Prosz�?

Nikogo nie zabi�em.

- A dycha za niez�e �wi�stwo?
- To by�o �wi�stwo.

- To znaczy, �e zabi�em?
- Da�e� to do zrozumienia.

To co zrobi�e�?

Zbli�cie si�.

Widzieli�cie
"Cedry pod �niegiem"?

- Nie.
- Uwielbiam ten film.

Nagra�em go kamer� w kinie,

ale capn�li mnie
zaraz przy wyj�ciu.

- 10 lat za piractwo?
- Dla nich to nie przelewki.

W zabijaniu doradza� nam
pirat od filmu Ethana Hawke'a.

- Czyli znasz ten film.
- Tak, znam.

Ka�dy zna.
Nie o to tu chodzi.

Oszuka�e� nas, Mat...!

Chwila, czego� tu nie trybi�.

Jeste� piratem przemierzaj�cym
morza klatek filmowych.

- To po co ci spluwa, korsarzu?
- Spluwa?

- Chc� j� zobaczy�.
- To kom�rka.

- Sidekick. B�d� w aucie.
- Jasny gwint!

Ko�ujesz ludzi,
jak j� tak wyci�gasz.

- Czuj� si� jak t�pak.
- Bo nim jeste�.

Nie wchodzi si� do baru
i daje go�ciowi 5 patoli,

bo jest czarny.

- Nie chodzi o kolor sk�ry...
- Chod�my ju�.

Banda popyrta�c�w.

- Sta�.
- Co� cicho.

Dyktafon gotowy.
Na nowych bateriach.

Wykosztowa�em si�,
wi�c b�d� nagrywa�.

- Ja to zrobi�.
- Tak?

- Przykleimy ci go na klat�.
- Nie, mam ow�osion�.

W�� do kieszeni.

Zaczekamy, a� wr�ci?

Mo�e kto� si�dzie
na krze�le obrotowym

i przywita go z p�obrotu?

- Ja na krze�le.
- Dlaczego ty?

- To m�j szef.
- Kurt ma racj�.

Si�d�my wszyscy i obr��my si�
w tym samym momencie.

To ju� zalatuje musicalem.

Uwa�ajcie na kota.

Niespodzianka!

Fa�szywy alarm.
Chowajcie si�.

Kim jeste�cie?
Wejd�cie szybko.

Zaraz, to ty uratowa�e�
wczoraj Dave'a?

- To on.
- Jam ci to.

- Jak si� czuje?
- �wietnie, dzi�ki tobie.

Zaprasza�am ci�?

- Nie.
- Pracuj� dla pani m�a.

Sp�ni�em si�,
a to moi towarzysze.

- Jest w gara�u.
- Kryjmy si�.

- Zga�cie �wiat�o.
- Kucajcie.

Kurt. Nie mia�em okazji
si� przedstawi�.

- Rhonda.
- Mi�o ci� pozna�.

Nick nie m�wi�,
�e jeste� modelk�.

Bo nie jestem.

Kiedy to rzuci�a�?

Niespodzianka!

Jak ja tego nienawidz�!

Mamy ci�.

- Zaskoczyli�my ci�?
- Tak.

Wszyscy przyszli.

Od�o�� rzeczy.

Wie, �e nie znosz�
niespodzianek.

Zaskoczyli�my go.
Jak zima drogowc�w.

Poszed� do siebie.
�wietnie.

- Gotowi?
- I zwarci.

Trzymajmy si� razem.

To do dzie�a.

Zaprosi�a ci�?
A ty co tu robisz?

- Chcesz mnie k�u�?
- O wszystkim wiemy.

- O czym?
- Widzieli�my, jak zabijasz.

Doprawdy?

Przyszli�cie po kas�?

My�licie, �e mo�ecie
mnie szanta�owa�,

bo widzieli�cie, jak zabijam
kochanka �ony?

- Nazwisko!
- Co takiego?

Nazwisko zabitego.

Pellit? To nazwisko
ju� nic nie znaczy.

Mamy to!
Idziemy zg�osi�, ch�opaki.

Gdzie posia�o Kurta?

- Zabi�em Pellita.
- Chwila. Brakuje nam Kurta.

Podszed�em do drzwi
i strzeli�em mu w klatk�.

A co zrobi�em p�niej?

Dobi�em go!
I wiecie, co ciekawe?

Podoba�o mi si� to.

Wi�c je�li uwa�acie mnie
za mi�czaka,

kt�ry nie powt�rzy tego

na szanta�ystach
od siedmiu bole�ci,

to przemy�lcie spraw�.

Kurt ma ci� za mi�czaka.

- P�jd� po niego.
- Jeste� �a�osny.

Przychodzisz do mnie,
w moje, psiama�, urodziny,

i wywijasz taki numer.

Co� ci powiem.

Jeste� trupem.

Ty, i ty.

- I...
- Kurt.

Jeste�cie trupami.

Nie wiedzia�em,
�e masz urodziny.

- Co tam robisz?
- Wyci�gam bro�.

B�d� w aucie.

Gdzie, do jasnej ku�wy,
wci�o Kurta?

- O, jeste�cie.
- Gdzie �e� by�?!

Cierpia�em w toalecie.

Wygada� si�,
a teraz wyci�ga bro�!

Co tam zasz�o?!

Zwiedza�em jej migda�ki.
Jej dom!

Do auta, i to ju�!

Straci�em rozum. Sorry.

Jest nader seksowna,
a to moja s�abo��.

Przyznaj� si�.

- Cofaj.
- O �e� w mord�!

- Maj� moje DNA.
- Cofaj.

Znale�li osran� szczoteczk�.

Masz hopla na punkcie
swojego odbytu.

- Robi�em mu kawa�.
- Cisza!

Zastan�wmy si� lepiej,
gdzie b�dziemy mieszka�.

Gliny b�d� wsz�dzie.

- Chcesz uciec z kraju?
- Do Kanady albo do Meksyku.

Meksyk odpada.

M�j �o��dek nie strawi
tamtejszych potraw.

- Wolisz ciup�?
- Mam bia�� cer�.

- Porobi� mi si� p�cherze!
- Zamknijcie si�.

Musz� odebra�.

Cze��, kochasiu.

To z�a pora na rozmowy.

- Mnie nie ma.
/- To nic.

Zadzwoni� na domowy.

Powiem o nas Stacy.

- Wstrzymaj si�. - Musimy pozna�
kanadyjski system miar,

kupi� p�aszcze, swetry,
pozna� zasady hokeja.

Zbyt d�ugo ju� czeka�am.

- Bawisz si� moimi uczuciami.
/- Nic podobnego.

Nie bawi� si�.
Zajm� si� tob�.

Chwilunia.
Co mi zrobisz?

- Zrobimy figo-fago.
/- Chc� szczeg��w, cipku.

- Bez owijania w bawe�n�.
- Szczeg��w? Jad� z kolegami.

- Mam to gdzie�.
/- W porz�dku.

Zrobi� ci dobrze
paluszkami i j�zyczkiem.

- Sta� ci� na wi�cej.
/- No dobra,

- w�o�� ci cz�onka w wagin�.
- Zaraz si� za�ami�.

Co to by�o?

- Co za chuj?!
- Harken.

- Zabije nas!
- A kysz!

Uwa�aj!

Uderzysz mnie
pr�ciem w twarz?

Tak, waln� ci� nim.

Obij� ci pa�� ca�� twarz.

- Tylko si� nie rozbij.
- Gaz do dechy!

M�w mi jeszcze.

B�d� je�dzi� swoj�
go�� dupci� po twojej.

A� b�d� ca�e czerwone
i b�dziemy mieli otarcia.

- Zabierz nas st�d.
- Sytuacja pod kontrol�.

- Jeszcze.
- Opluj� ci ramiona.

- I co? - Wetkn� g�ow�
mi�dzy twoje po�ladki.

- O tak, bejbe.
- Lewo!

Zata�cz� ci na piersiach
i poskacz� po dupci.

Do pi�tku, ptaszyno.

Do pi�tku!

- To� j� wygrzmoci�!
- Nie ta�czy�em jej na cyckach.

- �wietnie manewrowa�e�.
- Wielkie dzi�ki.

/- Dobry wiecz�r.
- Co s�ycha�, Gregory?

/Mamy raport o st�uczce.

- Przywali� w nas czubek.
/- Wy�l� do pan�w policj�.

- Ju� nas �cigaj�.
- Niby �e za zab�jstwo.

Nie informuj glin.

Dlaczego zwalniamy?

To nie moja wina.
Silnik zgas�.

/- Wy��czy�em pa�ski silnik.
- Co?

/Takie s� procedury
/przy pope�nieniu zbrodni.

P�ac� 19$ miesi�cznie
za t� cholern� us�ug�.

/Policja nied�ugo si� zjawi.

My�la�em, �e jeste�my kumplami!

Wysiadka, wszyscy.

- Uratowa�em ci �ycie.
- Morda. - Dobra.

- Nie daj si� ponie��.
- Morda.

Mam tu sze�� kul.
Mo�ecie oberwa� po dwie,

tak jak ta szuja Pellit,
ale nie oberwiecie.

- Dw�ch czy w og�le?
Okre�l si�. - Morda.

Mam lepszy pomys�.

Powiem glinom,
�e wy go zabili�cie,

a gdy si� dowiedzia�em,
chcieli�cie mnie uciszy�.

- Szurni�ty pomys�.
- Nie maj� �adnego dowodu,

�e go zabi�em.

- Do tego mam kul� w nodze.
- Co?

Dobry Bo�e, ale napieprza!

Psia jego ma�!

- �ap.
- Nie! A niech ci�, Dale.

Nie wygrasz maratonu
bez otarcia sutk�w.

- Co to znaczy?
- Patrzcie na to.

- Sta�!
- Rzu� bro�.

Jeste�cie, dzi�ki Bogu.
Postrzelili mnie.

- Nieprawda.
- Prawda!

Zamordowali kogo�
i chcieli mnie uciszy�.

Chro�cie mnie.
Mam �on� i kota.

- Spokojnie.
- Wezwijcie karetk�.

- Co to?
- Nic. Zwyk�y dyktafon.

- Kurdemol, dyktafon!
- Wy��cza�e� go?

Nie, nagrywa� ca�y czas!

- Prosz� pos�ucha�.
- R�ce do g�ry!

Wys�uchajcie nas.

Przyzna� si�, �e strzeli�
do Pellita dwa razy.

Nas te� tak chcia� zabi�.
Cho� nie by� pewien.

- Pomyle�cy.
- Prosz� w��czy�.

/- Ludzie s� za drzwiami.
/- Masz g�adziutkie jajka.

- To moja �ona?
- Sk�d. Przewi�my to.

/Wetkn� g�ow�
/mi�dzy twoje po�ladki.

/Zata�cz� ci na piersiach
/i poskacz� po dupci.

Co to ma by�?

Mam problemik z szefow�.
Nie pana sprawa.

Przewi�my do ko�ca.

Nic tu nie ma.

Kurwa! Przesta� nagrywa�
po wypadku.

Tu� przed jego wyznaniem?

M�wi�em, �e to �garze.
Mnie postrzelili, tamtego zabili.

- Sam si� postrzeli�.
- Do�� ju� s�ysza�em.

- Sku� ich.
- Bo�e...

- Nie ma potrzeby.
- Idziemy siedzie�.

- Nie wierz�.
- Strasznie rwie.

/Przepraszam.

/NavGuide ma obowi�zek
/nagrywania rozm�w

/w celu zapewnienia
/jako�ci us�ug.

- Kto to m�wi?
- Nasz agent z NavGuide.

- Almanand.
- Atmanal.

- Omerman.
- Atmanan.

/- Atmanand.
- Atm... Gregory, pu�� go.

- To po kraksie.
/- Dobrze.

Przecie� to �aden dow�d.

/Mam tu sze�� kul.
/Mo�ecie oberwa� po dwie,

/tak jak ta szuja Pellit,
/ale nie oberwiecie.

- W�a�nie to.
- Czyli to pan.

To nie dow�d.
Wierzycie samochodowi?

Chyba jednak dostan� awans.

Aha, to by�a twoja �oncia.

- Przelecia�e� j�?
- Tak.

Moj� �on�!

�adne sutki, co?

- To slogan?
- Z "Buntownika z wyboru".

- Genialne.
- Czaj�.

By�o "�adne kwiatki, co?",
a on da� "sutki".

- Pasowa�o.
- Najlepszego!

/Koniec ko�c�w,
/nie zapuszkowali nas.

/Zgarn�li nas,
/jak ju� zostali�my spinali,

/ale za dorwanie Harkena
/darowali nam wyst�pki.

/Na szcz�cie dla Kurta,

/nie ma prawa zabraniaj�cego
/wk�ada� rzeczy do odbytu.

/Harken dosta� now� posad�:
/cwela wi�ziennego,

/na minimum 25 lat,
/a ja zosta�em prezesem.

/�wietnie p�atna fucha.

/A nad sob�
/mam tylko dyrektora.

Dzie� dobry.

- Bry. Nick, jak mniemam?
- Zgadza si�.

- Mi�o ci� pozna�.
- Pana r�wnie�.

M�wi mi Lou.

Dobrze, Lou.

Doceniam t� szans�,
nie zawiod� ci�.

Na pewno, synu.

/Ludzie m�wi�,
/�e jest mi�y jak anio�.

/Przepraszam pana,
/�e kawa by�a za zimna.

/- Wi�kszo�� ludzi tak m�wi.
/- Jestem g�odny.

/- Mog� wyj��?
- S�yszysz?

- Nie.
- Masz kogo� w baga�niku.

Niech to b�dzie
nasza ma�a tajemnica.

/Musz� si� wyk�pa�.

/Okaza� si� starym,
/r�bni�tym skurwielem.

/Rodzina Pellita wybra�a na szefa
/najstarszego pracownika.

/Kurtowi to nie przeszkadza�o.

/Zrozumia�, �e ludzie
/czasem chc� zabi� szefa.

- Wejd�.
- Moje gratulacje.

Dzi�kuj�.

Gdyby co�, to ch�tnie
pomog� z dzieckiem.

- Jakim?
- Twoim.

- Nie jestem w ci��y.
- Dotykam ciebie?

Mo�e najpierw...
borowanie pacjenta?

/Dale ostatecznie zdecydowa�,

/�e musi wyrucha� Juli�.

Stale mnie zaskakujesz.

Ty ma�y zboczuszku.

Dopiero ci go poka��.

- Podoba ci si�? Co?
- I to jak.

"Oj joj joj,

jak ja bym chcia�
ciupcia� si� z Juli�".

Sorki. Zrobi�a to.
Ja nie mog�.

Gada�a do penisa.

- Kim jeste�?
- To m�j kumpel,

Kenny Sommerfeld.

- Cze. Daj macn��.
- Niezawodny.

Wara z �apami.

- Zrobi�by wszystko za 50$.
- Prawda.

Nie pochwalam tego,
ale pom�g� mi ci� wrobi�.

Tylko tyle masz?
Twoje s�owo przeciw mojemu?

Jest jeszcze on.

Poznaj kamerzyst�.

- Kr�ci hity w Hollywood.
- Ty walni�ty p�taku.

- Walni�ty p�taku!
- Zamknij si�.

- Mnie uciszasz?
- Stul na chwil� jadaczk�!

Oto, jak b�dzie.

Pojad� z narzeczon� na 2 tygodnie
mega drogich wakacji.

Taki miesi�c miodowy,
kt�ry op�acisz.

Gdy wr�c�, chc� mie� tu
miejsce wolne od gwa�tu.

Je�li cho� spojrzysz
na m�j sexy ty�eczek,

to po�l� twoje dupsko
prosto do kicia!

Ty por�bana,
puszczalska szmato!

Ale mi ul�y�o.

Pope�ni�: d3s0l4ti0n

Skorekci�: djdzon

Jak fryz? Dobry?
Lepszy ni� jego?

Nie mia�em poj�cia,

�e nazywasz babci�
"Gam Gam".

Spok�j!

Kurdebalans,
wypad� za drzwi!

Masakra, jakby IKEA
mia�a tu wysypisko.

- Plus 40$ za walizk�.
- Sko�cz ju� z t� walizk�.

W�o�� j� w odbyt.

Zapakuj� sobie walizk�.

- Dzi�ki tobie mi dobrze.
- Tak? Dobrze mu.

Inaczej poka�� jej
m�j fotoalbum.

Poprawi� to.

Widzia�e� kiedy� tyle?

Kicham kotami kurzu.
Mam cukrzyc�?

- Jestem tylko farmaceut�.
- Czy to m�j m�zg?

Zmierz mi temperatur�.
Masz tabletki gwa�tu?

Chc� lizaka.
Lubisz karaoke?

Masz ecstasy?
Obci�gn� ci...

By� nie mo�e.

Kiedy planujesz
zwie�czy� dzie�o, Matkojebco?

Dawaj jeszcze raz.

O cze��, czo�em!

Co jest...?

Zarzuci�bym j� na beczk�
i pokaza� jej 50 stan�w.

- Nie rozumiem.
- To powiedzonko.

- Nie s�dz�.
- M�wi� ci.

Na st�w�.

- Serio?
- To z filmu.

- Nie.
- Ju� tak.

/Supcio.

SZEFOWIE WROGOWIE

www.NapiProjekt.pl - nowa jako�� napis�w.
Napisy zosta�y specjalnie dopasowane do Twojej wersji filmu.