All language subtitles for The_Wild_One-(DIVX)-(English)

To wstrz�saj�ca historia.

Nie mog�aby si� wydarzy� w
wi�kszo�ci ameryka�skich miast,

ale tu si� wydarzy�a.

Jeste�my odpowiedzialni za to,
by to si� wi�cej nie powt�rzy�o.

Wszystko zacz�o si� na tej drodze.

Nie wiem, jak mog�o si� to wydarzy�.
Ale na pewno si� ju� nie powt�rzy�.

By� mo�e mog�em temu zapobiec.

Ale kiedy ju� si� zacz�o,
nie mog�em si� temu oprze�.

Najlepiej pami�tam dziewczyn�.

Nie potrafi� tego wyt�umaczy�.
Zasmucony kr�liczek...

Ale co� si� we mnie zmieni�o.
Ona mnie zrozumia�a.

Ale to i tak by�o potem.
Wszystko zacz�o si� tutaj.

Dok�adnie na tej drodze.

DZIKI

Wynosi� si� z toru!

Zaczyna si� ostatnie okr��enie.

Upadek Hillmana.
Jones zdo�a� go omin��.

Ostatnie okr��enie, wci��
ka�dy ma szans� wygra�.

Na bandzie l�duje Conners.
Trudno mu b�dzie nadrobi� strat�.

Zaczynaj� ostatnie okr��enie.
Ostatnie okr��enie.

Ka�dy z nich ma szans� wygra�.
Wszystko mo�e si� jeszcze zmieni�.

Mo�e padnie rekord toru...

Dalej, Al!
Dalej!

Hej, zchodzi� z toru!
Prosz� nie wchodzi� na tor!

Prosz� nie wchodzi� na tor. To jest
niebezpieczne. Krew jest �liska.

Co wam odbija?
Tak wam si� spieszy do �mierci?

Szukacie k�opot�w?

Te bandy zawsze chc�
wszystko popsu�.

- Jakie bandy?
- Takie, jak wasza.

Chcesz si� �ciga� z Johnnym
10 kilometr�w o piwo, dupku?

- Ten t�pak jest tch�rzem.
- To wszystko tch�rze.

Chcesz zobaczy�, jak je�dzi Johny?
On naprawd� �miga.

Czy jak wygrasz te przepychanki,
to dostajesz 5.000$? Nie�le.

Jak wygrasz, dostajesz taki
z�oty puchar.

Prawdziwe z�oto... polane.

- Co z tym si� robi?
- Chyba wyrzuca do �mieci.

Od��cie trofea.
Odsu�cie si�.

M�g�by� odpali� mi takie ubranko?
Te� chcia�bym wygl�da� jak str�.

Kim jeste�?
Gliniarzem?

- Tylko bez przepychanek.
- W porz�dku. Rozejd�cie si�.

Ja was znam.
Koniec zabawy.

- Zje�d�ajcie st�d.
- Chcemy zobaczy� wy�cigi, tatusiu.

Jeszcze jedno s�owo,
a wsadz� was do pud�a.

Zje�d�ajcie.

- Hej, zobaczcie, co wygra� Johnny.
- Co si� sta�o? Drugie miejsce?

- Johnny zaj�� drugie miejsce?
- Pierwsze mia�o p� metra.

T�paki maj� dzisiaj ta�ce
w Carbonvillo. Idziemy?

- Nie, to jaka� dziura.
- Mo�emy zepsu� im zabaw�.

Johnny, pojed�my gdzie�.
Wsz�dzie ci�gniesz za sob� gliny.

Dobra, znikajcie st�d.

T�dy.

- Sk�d jest ta gromada?
- Znik�d.

My�l�, �e nie wiedz� nawet,
dok�d jad�.

Pokazuj� wszystkim, �e ka�dy,
kto je�dzi na motorze, jest szalony.

Prowokuj� do zaczepki, by mogli
pokaza�, jacy z nich twardziele.

W ko�cu dopn� swego.

- Johnny, gdzie jedziemy?
- Zatankujemy tutaj.

Ben, najpierw obowi�zek,
potem przyjemno�ci.

W�� wi�cej piwa do lodu.

Jak my�licie, z jakiej wojny
przyje�d�a ta brygada?

Hej, ch�opaki,
�cigacie si� o piwo?

Ostatni stawia piwo.

Ostatni p�aci.

- Kto to jest?
- Nic si� nie sta�o? To Art Kleiner.

- Pom�cie wydosta� tego cz�owieka!
- Pom�cie go wydosta�!

Wyci�gnijmy go!
Wyci�gnijmy go!

Postawcie mnie na ziemi!

Wyci�gnijmy go!

- Co tu si� dzieje?
- �cigali�my si� o piwo.

- A ten cz�owiek...
- On nie umie prowadzi�.

- Mamy tu rannego ch�opaka.
- Jego kostka nie wygl�da dobrze.

Co si� dzieje, Kathy?
Kto� zgin��?

- Crazy, nie mo�esz spa� na ulicy.
- Nie�le to zaklinowa�e�.

- Zabierzmy go do dr. Zieglera.
- Harry, ty widzia�e� co si� sta�o.

Jechali prosto na mnie.
Chcia�em skr�ci�, ale...

- A co z tym?
- To by� wypadek. Widzia�em.

- Nie zamkniesz nikogo?
- Daj spok�j, Art.

M�wi� tylko, jak by�o.

Rozbili mi samoch�d.
Kto� musi za to zap�aci�.

Jeste� tu najwa�niejszym glin�?
Powiedz mu, �eby uwa�a�, jak je�dzi.

Powinien by� skr�ci�
w prawo lub w lewo.

Pr�bowali go omin��. Jemu nic si�
nie sta�o, a m�j ch�opak jest ranny.

- Sp�jrz na to...
- Daj spok�j.

- G�upie gliny.
- S�yszeli�cie Johnnyego?

Kleiner jest za stary na samoch�d.
Swoj� drog�, dok�d on jecha�?

Zawsze dok�d� jedzie.
Szalony... podekscytowany.

Bierze za du�o witamin,
pije... za bardzo si� pobudza.

Powinni aresztowa� wszystkich.
Wezwijcie milicj�.

- Poda� co�?
- Butelk� piwa.

- Piwo jest w barze.
- W porz�dku.

Dzi�kuj�.

- Zderzak wbi� si� w opon�.
- Poczekaj chwil�.

Ju� go odgi��em.

O, nie.
Harry, zr�b co� z tym.

- A czego oczekujesz...?
- Chcesz aresztowa� ich wszystkich?

Pu�cisz to p�azem i nad niczym
nie b�dziesz ju� mia� kontroli.

- Z�� skarg�, Art.
- Zrobi� to.

Nic ci si� nie sta�o, a to du�e
szcz�cie przy tym jak je�dzisz.

- Od dawna tu mieszkasz?
- Od zawsze.

- Byli�my na zje�dzie.
- Wczoraj przeje�d�ali na motorach.

Nawet si� nie zatrzymali.
Dostajecie to za nara�anie �ycia?

Zgadza si�.
Chcesz?

- Nie.
- No, we�.

Nie. Nie mo�esz mi tego da�.
Przecie� to wygra�e�.

Musisz wygrawerowa� tu swoje imi�.
To pami�tka.

Mo�esz to podarowa� tylko
dziewczynie, kt�r� znasz i lubisz.

Hej, Johnny. W tym mie�cie...
Maj� tu doktora.

Przerobi� Crazyego.
B�dziemy tak siedzie�?

Czekamy czy jedziemy st�d?

Poczekamy na Crazyego.

Hej, Johnny m�wi,
�e czekamy na Crazyego.

- Co robimy?
- Daj mi si� napi�.

Dla wszystkich wystarczy.
Mamy du�o zimnego piwa.

Hej, doktorze...
Gdzie mo�emy co� zje��?

"U Bleekera".
Dobrze was nakarmimy.

- Macie steki?
- Podajemy dobre mi�so.

- A gdzie jest motel?
- Hotel jest tam, niedaleko.

Maj� tu nawet hotel.

- Zaprowad� mnie do tego browaru.
- Sprawd� swoj� w�dk�.

Po�ar!

Cze�� blondyny. Jak leci?
Dok�d idziecie?

Zobaczcie, kogo tu mamy.

- Co dla was, dziewcz�ta?
- To, co zwykle.

- I jeszcze kilka piw.
- W�� jeszcze piwo do lodu.

- Chcieli�cie szklanki?
- Poradzimy sobie.

- Zast�p mnie tu, Jimmy.
- Dalej, Jimmy!

- Przesta�cie mrucze�.
- Co wy tu robicie dla rozrywki?

- Kt�ra godzina?
- Czy co� si� tutaj w og�le dzieje?

- O, tak. Rosn� r�e...
- Rosn� r�e.

Ludzie si� pobieraj�.
Jak w ka�dym innym miejscu.

Na kwiatach czasem wylegaj� si�
robaki. Trzeba dobrze spryskiwa�.

- A na tobie nie ma robak�w, Jim?
- Ja zajmuj� si� swoimi sprawami.

S�ucham radia. Myzyka, to jest co�.
Ludzie uwielbiaj� wiadomo�ci.

- Hej, Jim. Lubisz telewizj�?
- Ta nowa rzecz. Telewizja.

Aha, obrazki. Nie lubi� obrazk�w.
Teraz wsz�dzie ich pe�no.

I ten ha�as. Nikt ju� normalnie nie
rozmawia. Tylko chrz�kaj� na siebie.

Gdzie by�a�?
S�uchaj, co robisz p�niej?

- Pracuj�.
- Musisz przecie� mie� wolne, nie?

- B�dziesz pracowa� ca�e �ycie?
- Na to si� zanosi.

- A jak ju� sko�czysz?
- Zostan� dop�ki jest otwarte.

Wydaje si�, �e b�dziemy mieli co
robi� dop�ki nie wyjdziecie.

Dok�d potem jedziecie?

Nie wiesz?

- Prosto przed siebie.
- Chcia�am tylko nawi�za� rozmow�.

W weekendy wyje�d�amy
i bawimy si�.

Co robicie?
Urz�dzacie pikniki?

Jeste� strasznie ograniczona.
Musisz si� troch� wyrobi�.

Pos�uchaj, nie mamy �adnego celu.
Jedziemy, gdzie nas oczy ponios�.

Po ca�ym tygodniu rozpiera nas...
Chcemy si� po prostu zabawi�.

Je�li masz pozosta� w porz�dku,
musisz wrzeszcze�, wyg�upia� si�.

- Rozumiem, o co ci chodzi.
- To wszystko.

M�j ojciec chcia� mnie raz zabra�
do Kanady na ryby.

- Ale nie pojechali�my.
- Szale�stwo.

Hej, tatu�ku,
daj jeszcze troch� piwka.

To by�o naprawd� �wietne.
Napijmy si� jeszcze.

Dzi�ki, tatu�ku.

- Przybij pi�tk�.
- Pi�tka i jeszcze kciuki.

- O to chodzi. Kciuki.
- Podaj mi sk�r�. Rozetrzyj j�.

- A teraz �okcie.
- Chwytasz t� muzyk�, tatu�ku?

- Szalona muzyczka. Lubisz rebop?
- S�ucham?

- Rebop!
- Jest nieo�wiecony. Nie rozumiesz?

Pijesz piwo na boku...

- Mo�e zata�czymy?
- Chcesz powalczy� ze mn�?

Odwa�ne jeste�cie.

Hej, mo�e ci pom�c?

Ej, niez�e kolczyki!
Johnny, sp�jrz na to.

- To prawdziwe dzwoneczki.
- Szale�stwo.

- BRMC, co to znaczy?
- Klub Czarnych Buntownik�w.

- Przeciw czemu si� buntujecie?
- A ty co proponujesz?

Kathy, czy� nie s� wspaniali?

Zapyta�am, co znaczy BRMC.
"Klub Czarnych Buntownik�w".

Zapyta�am,
przeciw czemu si� buntuj�, -

- a on m�wi:,, A ty co proponujesz?

- Nie lubisz ta�czy�?
- Nie ta�cz�.

Dzi� s� ta�ce w Carbonville.
Pojedziesz tam ze mn�?

Czy panienk�...
to nie zachwyca?

- Och...
- Poprosz� kaw�.

Prosz� dwie kawy.

- Pojedziesz tam ze mn�?
- Nie mog�. Poza tym, to bez sensu.

- W�a�nie wracacie z Carbonville.
- To pojedziemy tam jeszcze raz.

Hej, panowie. Zamawiali�cie kaw�.

Zamawiali�cie kaw�.
M�oda dama czeka na was.

- No w�a�nie.
- Co si� z nim dzieje?

Wygra�e� wy�cig?
To mi�a pami�tka.

Tam, na drodze,
chyba mnie nie zrozumia�e�.

Musz� trzyma� tu porz�dek.
Ale mo�na si� ze mn� dogada�.

To nieporozumienie. Nie chcia�bym,
�eby powsta� z tego jaki� problem.

Mieszka�cy mog� sami zadecydowa�,
co z tym zrobi�.

Tato...

Masz ochot� na kanapk�
ze stekiem?

Nie, dzi�kuj�.

Dlaczego to zrobi�e�?
Dlaczego jeste� taki nieuprzejmy?

Nie lubi� glin.

Spadajmy st�d.

- Um�wi�e� si� z ni�?
- Nie, ale jej ojciec jest glin�.

- Wyno�my si� z tego miasta.
- Chcia�bym poderwa� c�rk� gliniarza.

Jedno piwo i kosz do motocykla
dla mojego kolegi.

- Crazyemu przebadali sprz�g�o.
- Jak noga?

Nie�le, stary.

Co robicie dzi� wieczorem?

Hej, s� tu Buntownicy! Wygl�da,
�e jest tu Johnny.

- Chod�cie, spadamy st�d.
- Johnny, bar jest ci�gle otwarty.

Nie, to kiepska knajpa.
Znikamy st�d.

Cze�� kochany. Co robisz
w tym ponurym miejscu?

Wsz�dzie ci� szukali�my.
Mia�em nadziej�, �e ju� nie �yjesz.

Chino szuka zaczepki.

Dobrze si� bawisz, Johnny?

Jeste� blady.
Dbasz o siebie?

- Mo�e za p�no chodzisz spa�?
- To moje, Chino. Zdejmij to.

Nie r�b tego.

To ju� lepiej, Johnny.

T�skni�em za tob�. Odk�d klub
si� podzieli� t�skni�em za tob�.

Wszyscy za tob� t�sknili�my.
T�sknili�cie za Johnnym?

Napijmy si� piwa i do�o�� ci tak, �e
zapomnisz jak si� �wiat nazywa.

Za stare czasy.

Nie odbieraj Chino tego trofeum.
Jest taki pi�kny.

Chino go potrzebuje.
Z nim poczuje si� du�y i silny.

Chino chce by� mistrzem wy�cig�w.
Wszystkie te dziewczyny...

Nie wygra�em tego, ale ukrad�em.
Od kogo�, kto te� tego nie wygra�.

Te� chcesz taki mie�?
To ukradnij sobie nast�pny.

Poczekaj chwil�.

To dopiero wydarzenie.
Panie i panowie...

Ten nic nie znacz�cy przedmiot
niech trzyma ta pi�kna, m�oda dama.

Patrzcie uwa�nie, jak panna
przyciska z�oto do piersi.

Patrzcie, jak ociera �zy, kiedy
jej bohater wykrwawia si� na �mier�.

Wstawaj, bohaterze.

- O co oni si� bij�?
- Sami pewnie nie wiedz�.

Przesta�cie, chuligani.
Bo sam zrobi� z wami porz�dek.

Ty jeste� glin�. Je�li nie podo�asz,
sami rozwalimy kilka g��w.

- To nie rozwi��e sprawy.
- Uspok�j si�, Charlie.

Puste gadanie.
Sprawdz�, czy w domu wszystko gra.

Dalej, Chino. Nie pozw�l,
by zrobi� z ciebie g�upka.

Za�atw go.

Uwielbiam ci�, Johnny.

Dlaczego nie p�jdziemy razem...

Zamknij si�! Chod�my na piwo,
Johnny. Cisza!

- Zejd� mi z drogi.
- Zamknij si�!

- Z�a� z drogi.
- Robisz zbyt wiele ha�asu.

Odsu� si�.

- Co zrobi�?
- Chcia� przejecha� Mi�sistego.

Chod�cie, wywr�cimy go!

Przesta�cie.
Przesta�cie.

- Chcia� przejecha� Mi�sistego.
- Wjecha� motorem w m�j samoch�d.

Doprawdy? A potem motocykl
wsun�� si� pod tw�j samoch�d?

- Powiniene� go aresztowa�.
- Chce zamkn�� mnie do pud�a?

- Uderzy� mnie.
- To oddaj mi, tch�rzu.

Cisza!
Zamkn� was obu.

B�dziemy mogli porozmawia� w spokoju
- bez tych krzyk�w. Cisza!

Je�li ch�opak nie jest ci�ko ranny,
nie zatrzymam nikogo.

- Jeste� ranny, synu?
- Nic nie czuje.

- Chcia�bym z tob� pom�wi�.
- Zejd�cie z drogi. Odsu�cie si�.

- Zdajesz sobie spraw�, co robisz?
- Oczywi�cie.

- Pozb�d�my si� tych facet�w.
- Musimy tu jako� �y�.

Charlie Thomas nigdy ci nie wybaczy,
je�li zostanie aresztowany.

- Idziemy.
- A co z nim?

Rozdzielono nas, �abia twarzo.
Zniszczyli nasz� mi�o��.

Co zrobi� ten ch�opak czego
�abia twarz nie zrobi�?

Johnny, chcia�bym z tob� pom�wi�.
Da�em ci ju� niejedn� szans�.

- Nie wiem, czego chcesz.
- Opowiem ci o Johnnym.

Mam tu k�opot.
Zr�b mi przys�ug�.

Zbieraj ch�opak�w i wyno�cie si�.

- Mnie te� pu�cisz?
- Tak.

Raz zrobi�em interes z gliniarzem.

Opowiem ci o Johnnym.
Nie lubi, jak mu go kto� n�ka.

Kiedy� mieli�my jeden klub,
ale Beetlesi zacz�li go n�ka�.

- Wi�c nie zrobisz, o co prosz�?
- Uratuj mnie. Id� do pud�a.

- Nie dogaduj� si� z gliniarzami.
- Dobra. Idziemy.

Hej, Johnny, powiedz mojej mamie,
�e mnie zapuszkowali!

Nie pozw�l, �eby gliniarzowi
usz�o to na sucho.

I popro� j�, �eby przys�a�a mi
skrzynk� piwa. Co wstyd!

- Podra�nijmy si� z nimi.
- Gdzie �licznotka z moim z�otem?

Przez ca�y czas sta�a tam.

- Cze��, Johnny.
- Dzi�ki.

Hej, Johnny.
Nie pami�tasz? Britches...

Je�dzili�my razem w ostatni weekend
przed rozpadni�ciem si� klubu.

- Co porabia�e�?
- Nic nowego.

Nie wiedzia�am, co z tob�.
Od roku ci� nie widzia�am.

- My�la�am o tobie.
- Zobaczymy si� p�niej, dobrze?

Gdzie moje z�oto?
Rozbij� t� brygad�.

Szukajcie k�opot�w w innym miejscu.

- Dlaczego nie zamkn�� �abiej twarzy?
- Ba� si�, �e pope�ni b��d.

Ba� si�, �e straci prac�.

W mie�cie jest przedmiotem �art�w.
Nie powinien by� policjantem.

Jest nieudacznikiem. Tak, jak ty.

Zrobi�e� wra�enie.
Wielki motocyklista.

Powiniene� to odda�.

Co ty powiedzia�a�?

A ty kto jeste�, dziewczyna
od robienia kanapek.

Tw�j ojciec ma powa�ne stanowisko,
i ty m�wisz mi, co mam robi�?

Nikt nie b�dzie mnie poucza�.

Jak nie przestaniesz mnie irytowa�,
rozbij� t� knajp�.

- Ej, podaj piwo.
- Johnny, wyje�d�amy st�d?

Jeszcze nie teraz.

DEPARTAMENT POLICJI
ARESZT

- Johnny, wydosta�my Chino.
- Wyci�gnijmy go stamt�d.

To miasto nale�y do nas.

Dorothy,
po��cz mnie z biurem szeryfa.

Zobacz�, czy mi si� uda.

Hej, patrzcie, kto tu jest.
Cze��, kochanie.

- Jak to dzia�a?
- Mog� zadzwoni� do mamy?

- Tu Dorothy. Pomocy!
- Halo...

Do widzenia, Dorothy.
Zr�b sobie dzie� wolny.

Co to jest?

Co wy tu robicie?
Zje�d�a� z mojego trawnika!

Wywo�ali�cie ju� do�� k�opot�w.

Hej, Chino!
Wstawaj, Chino.

- Otw�rzmy go.
- Ja mam klucz!

- Uwaga. �adnych odcisk�w palc�w.
- Szybciej.

Hej, Chino.
Wstawaj, no dalej.

- Niech si� wy�pi.
- Zam�wi� ci budzenie?

�pij dobrze.

Jak si� obudzi, b�dzie zaskoczony.

- Chod�my nastraszy� gliniarza.
- Ja zajm� si� jego c�rk�.

- To tylko �arty.
- Mo�e ma siostr�.

Johnny, dok�d idziesz?

Halo...
Halo, halo...

- Nie odbieraj�?
- Dodzwoni�e� si�?

Telefon nie dzia�a.
Wy�lijcie kogo� po milicj�.

Ja spr�buj�.
Halo, centrala... centrala...

Dorothy...
Chyba masz racj�.

- Id� i przyprowad� ojca.
- Lepiej id� do domu i zosta� tam.

- Cze��, Johnny. Gdzie by�e�?
- Czego chcesz?

Porozmawiaj ze mn�, Johnny.
Za�piewaj mi piosenk�.

- Kup mi piwo.
- Masz ju� piwo.

Chc� wiedzie�, co u ciebie.
Naprawd� �piewam dzi� wiecz�r.

Siedz� na choince.

- Masz randk�?
- Tak.

Pami�tasz t� noc?
Pierwszy raz by�am z Buntownikami.

Wtedy ci� pozna�am.
Nie widzia�am ci� od tamtej pory.

Naprawd� siedzieli�my na
choince, pami�tasz?

By�am taka zielona.

My�la�am, �e to na powa�nie.
�e mam faceta i b�d� z nim.

Ale nie�le si� wtedy
pobawili�my, prawda?

Powiedz, �e tak.
Mo�esz wreszcie co� powiedzie�?

Prosz� ci�, Johnny.
Nie b�d� zawraca� ci g�owy.

Nie mog�abym ci si� narzuca�.
Ale pogadali�my sobie, nie?

Czego chcesz, kwiat�w?

- Gdzie jest ta Kathy?
- Bar jest zamkni�ty. Wszystko.

- Johnny, mo�esz ich powstrzyma�?
- Gdzie Kathy?

- Nie wiem. Mo�esz ich uspokoi�?
- Nikogo nie b�d� uspokaja�.

- Demoluj� m�j bar.
- Nic ci nie b�dzie.

- Wszystko w porz�dku, Charlie?
- Kto� ma dla mnie pistolet?

- Poczekaj.
- Poczeka�, a� kogo� zabij�?

- Musimy si� broni�.
- Dwa minusy nie uczyni� plusa.

- Je�li u�yjesz broni...
- U�yj�.

Zostajesz tu i gadasz z Billem,
albo idziesz ze mn�.

Znajd� go i spotkajmy si� w sklepie.

Znajd�my tego Johnnyego
zanim oni to zrobi�.

SALON PI�KNO�CI
U MILDRED

Hej, Crazy, idziemy!

Mildred robi niez�� trwa��.

- Zata�czmy.
- Zosta�em wykorzystany.

Ch�opaki, patrzcie!
Nowy talent.

- Wi�c...
- Bierzemy si� za to!

Prosz�, zostawcie to.
To drogie urz�dzenia.

Zata�czymy, �licznotko?

- Hej! Kr�liczku!
- Dziewczyna Johnny'ego! �apa� j�!

Wsiadaj.

Wsiadaj ma�a.

Nie mam ju� si� si� broni�.

Jestem zbyt zm�czona. A by�oby
lepiej. M�g�by� mnie uderzy�.

My�lisz,
�e jeste� dla mnie za dobra.

Ktokolwiek tak my�li,
kiedy� ode mnie dostanie.

M�g�bym ci� uderzy�.
A jutro ju� mnie tu nie b�dzie.

- Chcesz?
- Nie trac� czasu z t�umokami.

- Odwioz� ci� i wyrzuc�.
- Johnny...

To szalone.
Boisz si� mnie.

Nie boj� si� ciebie.
To ty si� mnie boisz.

Ja si� boj�? Oszala�a�?
No dawaj, dalej.

Chcia�am ci� dotkn��. Chcia�am
spr�bowa�, mimo wszystko.

- Spr�bowa� czego?
- Sama nie wiem.

Chcia�am zobaczy�,
jak to mog�o by by�... z kim�.

Wyobra�a�am sobie,
jak to mo�e by�.

Ty wci�� si� miotasz, prawda?
Wci�� walczysz.

Dlaczego wszystkich nienawidzisz?

Nigdy wcze�niej nie jecha�am na
motorze. To tak szybko. Ba�am si�.

Ale o wszystkim zapomnia�am.
Tak mi by�o dobrze. To tw�j styl?

Zamierzam st�d wyjecha�.
Tego w�a�nie chcesz, prawda?

Wiesz o czym my�la�am,
kiedy umar�a moja matka?

�e kto� tu przyjedzie
i zatrzyma si� w Uncle Frank...

...zam�wi kaw�.
Polubi mnie i zabierze ze sob�.

Chcia�e� odda� mi to trofeum.
Wci�� mo�esz mi je da�?

- Po co?
- Nie wiem.

Zastanawiam si� tylko, czy wci��
m�g�by� mi je da�. To g�upie.

Gdzie chcia�aby� pojecha�
z tym facetem?

Dok�dkolwiek by jecha�.

Zimno mi.
Chcia�abym gdzie� pojecha�.

Chcia�bym, �eby� mnie st�d zabra�.
Mo�emy wyjecha� razem.

- Johnny, Johnny!
- Hej...

O co chodzi?

Chino, jak si� wydosta�e�?

Chod�my na piwo, a wybij�
ci z g�owy �wi�teczny nastr�j.

- Wynosimy si� st�d.
- Zburzymy Bastyli�!

Nadje�d�a!
To on!

Tato, z�apali Johnnyego.
Zabieraj� go...

- Nie zamierzasz nic zrobi�?
- Tu nie mo�na nic zrobi�.

Musimy mu pom�c. Wzi�li go
do samochodu. Pan Thomas i inni.

Chcia� przerwa� t� awantur�.
Mia� zamiar wyjecha�.

- A co w barze u Franka?
- By�a b�jka. Przysz�am po ciebie.

- Wujek Frank jest za�amany.
- Ma to, czego chcia�.

- Obowi�zki, a potem przyjemno�ci.
- Oni wszyscy oszaleli. Wszyscy.

Z�apali Johnnyego.
Pobij� go.

Pr�bowa�em z nim porozmawia�.

- Nic ci� to nie obchodzi?
- A co ja mog� zrobi�?

Nic. Ale je�li nic nie zrobisz,
b�dziesz gorszy od nich wszystkich.

Sami tego chcieli. Wiedzia�em,
�e tak b�dzie. Ale co mog�em zrobi�?

Charlie Thomas jest �obuzem.
By� �obuzem ju� w szkole.

Chcesz, �ebym kogo� zastrzeli�?

- Charlie, pozw�l mi z nim pom�wi�.
- Trzymaj si� od tego z daleka.

- M�j ojciec lepiej si� bije.
- Zamknij si�.

Poczekajcie.

- Zostawcie tego ch�opaka.
- Mamy jeszcze co� do zrobienia.

- To moja praca.
- Ju� nie tak d�ugo.

Wbijemy do tej g�owy troch�
poszanowania dla prawa i w�adzy.

- To nie jest spos�b.
- Masz lepszy?

Harry, masz za mi�kkie serce.
Nie czas na sentymenty.

- Czas dobry, jak ka�dy inny.
- Szybko si� to nie powt�rzy.

Nie wiem, co usi�owa� zrobi�.
Ale to ja powinienem si� tym zaj��.

Zostanie ukarany.
Ale z mocy prawa, nie przez ciebie.

Dobra, dobra, Harry. Daj spok�j.
Jeste�my starymi kumplami.

- Uspok�jmy si� i pogadajmy.
- Pogadajmy o tym, Harry.

To on!

Co si� dzieje?

- �apcie go.
- Z tego si� nie wykr�ci.

W ko�cu zabi�e� cz�owieka, co?

Co to za pomys�y?
Chod�my.

Jak to si� zacz�o?

Wszystko by�o pod kontrol�,
kiedy on si� wtr�ci�.

W porz�dku.
Dowiemy si�, jak to by�o.

Zatrzymaj wszystkich motocyklist�w.

- Staruszek nie �yje.
- Wi�c mamy zab�jstwo.

Zobaczymy.
Wejd�my do �rodka.

20 lat to dla niego za ma�o.
To on by� prowodyrem.

Wiedzia�em, �e kto� zginie,
ale nikt mnie nie s�ucha�.

Ty zabi�e� Jimmego gadaniem,
tak jak tamten zabi� go motorem.

Dosy� tego. Wystarczy.
Ju� przesta�cie.

No, synu, wpakowa�e� si�
w powa�ne k�opoty.

Pokaza�e�, co ch�opak mo�ne zrobi�,
je�li tylko zechce.

Nie masz nic do powiedzenia?

Nikogo nie zabi�em. Ci faceci wylecieli
na mnie i po prostu ucieka�em.

Mo�e co� uderzy�o w m�j motor.
Nie wiem, co si� tam sta�o.

Potem straci�em przytomno��.
To wszystko.

No c�...

Chod�my.

Jest tu moja c�rka.
Chcesz z ni� porozmawia�?

- Nie. Przyprowad� j� p�niej.
- Lepiej teraz z ni� porozmawiaj.

Mam przed sob� jeszcze
d�ug� drog� do domu.

- Ale to ona z nim by�a.
- On wie...

Zamknij si�.

W porz�dku. Usi�d� tutaj.
Na tym sko�czymy.

- Jest moj� siostrzenic�. Zostan�.
- Dobrze, ale b�d� cicho.

- A zatem?
- To szalone.

Faktem jest, �e kto� zgin��
i ch�opak jest w to zamieszany.

- To chyba nie by�a jego wina.
- Jeste� pewna?

Nie.

Chyba si� w nim nie zakocha�a�?

Nie.
Nie, nie mog�abym.

Chod�my.

Pobili go. Widzia�am ich.

- Chcia� wyjecha� z miasta...
- Wiem o tym.

Szeryfie, pos�uchaj...

- Poczekaj, prosz�.
- Jest tym wszystkim wstrz��ni�ta.

Ch�opak zas�u�y� na to,
co go spotka�o.

- Art widzia�, jak j� goni�.
- To nie prawda. On mi pom�g�.

- Jechali za mn�...
- Chcia�a uciec od niego.

Nie od niego.
Chcia�am po prostu uciec.

- Powiedzmy mu lepiej, Frank.
- O czym?

Szli�my z Artem ulic�.
Nie widzieli�my, kto to rzuci�, -

- metalowa �y�ka trafi�a w niego
lub w motocykl i straci� panowanie.

- Kto co rzuci�?
- Metalowa �y�ka. To...

- S�u�y do zdejmowania opony.
- Wyl�dowa�a tu� pod naszymi nogami.

Dlaczego nie powiedzieli�cie
tego wcze�niej?

Usi�d�.

John Strabler.
Masz jakich� przyjaci�, Johnny?

�ci�gn��e� paru tutaj wczoraj
wieczorem cho� to dziwne.

Na razie jeste� poza podejrzeniem.

Nie rozumiem, o co ci chodzi.
Chyba sam tego nie rozumiesz.

Przypuszczam, �e nie wiesz, do czego
zmierzasz, ani jak to osi�gn��.

My�l�, �e jeste� g�upi.
Masz wi�cej szcz�cia ni� rozumu.

Wczoraj ledwo uszed�e� ca�o.

Ale zgin�� cz�owiek
przez awantur�, kt�r� rozpocz��e�.

Nie wiem, czy masz w sobie
odrobin� dobra, czy cokolwiek, -

- ale ja podejm� wielkie ryzyko
i puszcz� ci� wolno.

B�dzie rozprawa w sprawie tej
metalowej �y�ki. Masz na niej by�.

Wyprawcie go w drog�.

To twoje?
Mo�esz to zabra�.

Nie masz im
nic do powiedzenia?

Taki jeste� twardy?
Przynajmniej im podzi�kuj.

Nie trzeba.
On nie wie jak.

Zabawa sko�czona.

Wszystkich was zapisa�em w moim
notesie i pokryjecie szkody.

Macie 10 minut aby st�d odjecha�.

Je�li jeszcze raz was tutaj zobacz�,
nigdy nie zobaczycie ju� s�o�ca.

Kaw� prosz�.