All language subtitles for Terrence Malick - Badlands - English with German Subs

Moja mama zmar�a na zapalenie p�uc,
gdy by�am ma�a.

M�j ojciec przez dziesi�� lat
trzyma� w lod�wce ich tort weselny.

Po pogrzebie, odda� go grabarzowi.

Stara� si� cieszy�, ale nigdy nie zazna�
pociechy od ma�ej obcej osoby w jego domu.

A� pewnego dnia,
w nadziei na rozpocz�cie nowego �ycia

z dala od miejsc jego wspomnie�,
przeni�s� nas z Teksasu

do Fort Dupree w Dakocie Po�udniowej.

Dam ci dolara, je�li zjesz tego collie.

Nie zjem go za dolara.

Poza tym, to chyba nie collie.
Jaka� inna rasa.

Uwa�aj na g�ow�.

Woody, daj mi papierosa.

Woody nie da mi papierosa.

- Zauwa�y�e�, �e on ma�o gada?
- Racja, nie jest gadatliwy.

Wtedy jeszcze nie przeczuwa�am, �e to,
co zacznie si� w alejkach tego spokojnego miasta,

sko�czy si� na dzikich terenach Montany.

- Nie b�d� pasowa�y.
- Nawet nie przymierzy�e�.

- Jakiego s� numeru?
- Twojego. Daj mi za nie dolara.

- Nie.
- Nowe kosztuj� dwadzie�cia.

Mo�e ty je przymierzysz?

Ta kobieta nigdy nie p�aci rachunk�w.

B�dzie mia�a k�opoty,
je�li b�dzie nieuwa�na.

Sko�czy�em na dzi�, Cato.
Do jutra.

- �ap.
- O co ci chodzi?

Cze��. Jestem Kit.

- Chyba nie przeszkadzam?
- Nie.

Pomy�la�em, �e wpadn� i si� przywitam.
Wszystkiego trzeba spr�bowa�.

- Jak ci na imi�? Ja si� przedstawi�em.
- Holly.

S�uchaj, Holly,

chcia�aby�, sam nie wiem,
przej�� si� ze mn�?

- Po co?
- Chcia�bym ci co� powiedzie�.

Chyba mam szcz�cie pod tym wzgl�dem,
wi�kszo�� ludzi o niczym nie my�li.

Przy okazji,
moje nazwisko to Carruthers.

- Brzmi troch� jak "karotka".
- Mo�e by�.

C�, nikt nie pyta� mnie o zdanie.

Po prostu przyczepili je do mnie.

- Uczysz si� jeszcze?
- Nie. Pracuj�.

Gdzie?

Lubi� wcze�niej wstawa�,

wi�c pracuj� jako �mieciarz.

- Holly.
- Ale nie lubi� tego.

- To m�j ojciec. Musz� i��.
- Zaczekaj.

Kiedy zn�w si� zobaczymy?

- Nie wiem, co na to m�j tata.
- Na co?

- Mog� m�wi� szczerze?
- Jasne.

Nie powinnam by� widywana
z kim�, kto zbiera �mieci.

- Tak powiedzia�?
- Tak.

- A co on wie o �mieciach?
- Nic.

W�a�nie.

To znaczy, jego to nie interesuje.
Musz� i��.

- Kto to by�?
- Jaki� ch�opak.

To nie zniszczy trawy?

Ochlapa�e� mi stopy.

- Czego on chcia�?
- Pyta�, czy m�g�by pom�c na podw�rku.

Odpowiedzia�am, �e nie
i �eby nam wi�cej nie przeszkadza�.

S�ysza�e� wie�ci, Kit?

- Nie.
- Pisz� we wszystkich gazetach.

- Co takiego?
- Zwolnili ci�. Niez�a wiadomo��, co?

I co z tego?

Nie b�d� ju� potrzebowa� swoich kluczy.
Od�o�� je tam, gdzie ich miejsce.

Przynajmniej mam psa.

Pracowa� ju� pan wcze�niej?

Tak, zajmowa�em si� wyw�zk� �mieci.

- I straci� pan t� prac�?
- Inaczej bym tu nie przychodzi�.

- Dlaczego pan zrezygnowa�?
- Bo tak chcia�em.

Jak pan my�li, do jakiej pracy
si� pan nadaje? Musz� o to zapyta�.

W tej chwili
nic nie przychodzi mi na my�l.

Ale chc�, by wypisa� mi pan papierek
na dow�d, �e tu przyszed�em.

My�l�, �e znajdzie si� co� dla pana
przy bydle.

Niech b�dzie.

Oby tylko by� przewiew.

By� przystojniejszy ni� ktokolwiek,
kogo pozna�am. Przypomina� Jamesa Deana.

- Cze��.
- A niech mnie.

- Odszed�em z pracy.
- �wietnie.

- To by� chyba dobry ruch. Co robisz?
- Ucz� si� hiszpa�skiego.

Jak b�dzie po hiszpa�sku
"Odszed�em z pracy"?

Co� z mi trabajo.

Teraz b�d� pracowa� jako kowboj.

Ale jeszcze si� nad tym zastanawiam.

Rutynowa praca, jak ka�da inna.

- Co o tym my�lisz?
- Nie wiem.

Przynajmniej ju� nikt
nie b�dzie si� czepia� moich but�w.

Chcesz si� przejecha�?

Musz� odrobi� lekcje.

Odrobisz po drodze.

Kto� wyrzuci� torb� na chodnik.

Gdyby ka�dy tak robi�,
ca�e miasto by�oby za�miecone.

- Masz rude w�osy.
- Wiem.

- Nazywa� ju� ci� kto� Rudzielcem?
- Tak, ale nie podoba�o mi si� to.

Czemu?

Po prostu.

- G�owa mnie boli.
- Tak?

- Mog� przyj�� do ciebie jutro?
- W porz�dku.

Kit poszed� pracowa� na farmie,
a ja kontynuowa�am nauk�.

W ko�cu si� w sobie zakochali�my.
Nigdy nie by�am popularna w szkole,

ani nie mia�am wyrobionego charakteru,
dlatego zdziwi�am si�, �e mnie polubi�,

zw�aszcza �e bez zb�dnego wysi�ku
m�g� mie� ka�d� dziewczyn� w mie�cie.

M�wi�, �e mimo i� jestem �adna,
nie spotyka� si� ze mn� dla seksu,

co z jego ust brzmia�o jak komplement.
Nigdy nie pozna� 15-latki,

kt�ra zachowywa�a si� jak doros�a,
a nie tylko chichota�a.

Nie dba� o to, co inni my�l�.
Podoba�am mu si� i lubi� to, co robi�am.

A kiedy nie mia�am wiele do powiedzenia,
to te� mu nie przeszkadza�o.

�adne miejsce.

Tak, to dzi�ki drzewom.

I kwiatom.

Nie zrywajmy ich.

S� pi�kne.

Twoja kolej.

Oczywi�cie trzyma�am to w tajemnicy
przed moim tat�.

W�ciek�by si�, bo Kit by� 10 lat starszy
i pochodzi� z gorszej dzielnicy.

Nasze spotkania by�y ograniczone, wi�c czekali�my
z ut�sknieniem na chwile, gdy mogli�my by� razem,

z dala od wszystkich trosk �wiata.

Burczy mi w brzuchu.

Tam le�y stary l�d. Chcesz?

Nie.

Bo kto� inny go we�mie.

Niech bierze.

Dzieciaki w Korei jedz� co� takiego.

W odorze i mule obory, przypomina� sobie,
jak wygl�da�am zesz�ego wieczora,

jak g�aska�am jego w�osy
i jak g�adzi�am palcem brzeg jego ust.

On chcia� ze mn� umrze�, a ja marzy�am,
aby zatraci� si� na zawsze w jego ramionach.

Przez ten czas, zrobi�am jedn� z�� rzecz,
wyrzuci�am moj� ryb�, gdy zachorowa�a.

P�niej dosta�am now�, ale dr�czy�o mnie to,
wi�c zwr�ci�am si� do Kita.

C�, by�a chora.
Niewiele mog�a� zrobi�.

- Chyba masz racj�.
- Wi�c?

- Przestraszy�am si�.
- Nie martw si� tym.

Nie ba�am si� m�wi� Kitowi o takich sprawach,
bo w jego �yciu te� dzia�y si� dziwne rzeczy,

a czasami sam robi� co� dziwnego.
Na przyk�ad,

za ka�dym razem zmienia� sw�j podpis,
aby inni ludzie nie mogli go sfa�szowa�.

A kiedy le�a� w ��ku
w �rodku nocy,

zawsze s�ysza� dziwny d�wi�k,
jakby kto� przyk�ada� mu do ucha muszl�.

Czasami widywa� mnie, jak podchodz�
do niego w pi�knym bia�ym szlafroku

i przyk�adam mu do czo�a
swoj� zimn� d�o�.

Posz�o tak, jak planowa�e�?

Tak.

- To wszystko?
- Tak.

Rety, czemu wszyscy o tym tak tr�bi�?

Mnie nie pytaj.

Ciesz� si�, �e ju� po wszystkim.
Przez chwil� my�la�am, �e pr�dzej umr�.

- �e co� mi si� stanie czy co�.
- Widzisz tamto drzewo le��ce w wodzie?

Woda musia�a podmy� korzenie.

Ale ciebie nie obchodzi to, co m�wi�.

Wiesz, co my�l�? �e powinni�my
rozbi� swoje d�onie tym kamieniem.

- Dzi�ki temu nie zapomnimy, co dzi� si� sta�o.
- Ale to b�dzie bola�o.

O to chodzi, g�upolu.

Nie nazywaj mnie g�upolem.

Dobrze, ale zatrzymam go sobie
na pami�tk�.

Mo�e jednak wezm� jaki� l�ejszy.

Kit z�o�y� uroczyst� przysi�g�, �e zawsze
b�dzie przy mnie i nic mi�dzy nami nie stanie.

Zapisa� to na kartce, w�o�y� j� do pude�ka
wraz z naszymi drobnymi przedmiotami,

po czym wys�a� je balonem,
kt�ry znalaz�, gdy pracowa� przy �mieciach.

Jego serce przepe�nia�a t�sknota,
gdy patrzy�, jak odlatywa�.

Co� musia�o mu m�wi�, �e ju� nigdy
nie b�dziemy prze�ywa� tak szcz�liwych dni,

�e odesz�y bezpowrotnie.

Tata w ko�cu si� dowiedzia�,
�e umawia�am si� bez jego wiedzy.

Nigdy nie widzia�am go tak w�ciek�ego.
W ramach kary za oszukiwanie go, zastrzeli� mojego psa.

Ka�dego dnia po szkole
kaza� mi chodzi� na lekcje muzyki

i czeka� na niego, a� mnie odbierze.
M�wi�, �e fortepian nie uchroni� mnie przed ulic�,

to mo�e uda si� klarnetowi.

�adne.

Po co tu przyszed�e�?

Nie wiedzia�em, �e to wbrew prawu.

Wie pan, Holly,

ona znaczy dla mnie
bardzo wiele.

Zanim j� pozna�em, nikt nie m�g�
zapyta�, co u mojej dziewczyny.

- Prawd� m�wi�c, �adnej nie mia�em.
- Doprawdy?

Mog� si� oprze� o pa�skiego Jeepa?

Bardzo j� szanuj�, prosz� pana.

Uwa�am, �e to jest wa�ne.

Niewystarczaj�co.

Jak my�lisz, co z ni� b�dzie,
kiedy zwi��e si� z kim� takim, jak ty?

Poradzi sobie.

A je�li nie, to mo�e odej��.

Po prostu odej��.
Nie gniewa�bym si�.

M�wi�bym ludziom, �e zas�u�y�em na to.

Nie chc�, �eby� si� wok� niej kr�ci�.
Nie chc� ci� wi�cej widzie�.

Zrozumiano?

Niez�y z ciebie typ.

Tak bywa.

Witam.

Co ty robisz?

Mam pistolet, prosz� pana.
Dobrze mie� go przy sobie.

Co ty sobie wyobra�asz?

Wyno� si� st�d.

Wszystko zaplanowa�em

i zabieram Holly ze sob�.

Dobrze, ch�opcze, zawiadomi� w�adze.

- Dlaczego?
- Za w�amanie do mojego domu z broni�.

- Nie zrobi pan tego.
- Niby czemu?

Bo nie mog� na to pozwoli�.

Moment.

A je�li pana zastrzel�?

Co pan na to?

Chce pan to us�ysze�?

- Kit?
- Dok�d pan idzie?

Tatusiu?

To ja, Holly.

Wyjdziesz z tego?

Wszed�em od frontu.

Jak �le z nim jest?

Mog� sprawdzi�.

Lepiej wezwijmy lekarza.

S�uchaj, powiem, jak do tego dosz�o.
To, co widzia�am.

To chyba tak nie dzia�a.

Nie potrzebuje lekarza.

- Jeste� pewien?
- Sama zobacz, je�li mi nie wierzysz.

Znalaz�em toster.

Nie martw si�, skarbie.
Ja...

Mo�e powinni�my
powiadomi� kogo� o tym.

Ju� raz to powiedzia�a�.

- Teraz jest za p�no.
- Dlaczego?

Nie b�d� mnie s�ucha�. Ani ciebie.

Nie ma mowy.

S�siedzi mogli us�ysze� strza�y.

Wtedy by�oby nieciekawie.

S�uchaj, nied�ugo wr�c�.

Je�li chcesz wezwa� policj�,
to w porz�dku.

Tylko si� mn� nie przejmuj.

Moja dziewczyna Holly i ja postanowili�my
pope�ni� samob�jstwo. Tak, jak zabi�em jej ojca.

Powa�na decyzja, co?

Powody s� oczywiste.

Nie mam czasu,
aby si� w nie zag��bia�.

Ale jedno chcia�bym powiedzie�.

Prowokowa� mnie,
dlatego go kropn��em.

Tak to w�a�nie by�o.

Przykro nam.

Nikt na tym dobrze nie wyjdzie,

zw�aszcza my.

Nie zaprzecz�, �e si� dobrze bawili�my.

A niewielu mo�e si� do tego przyzna�.

To ju� koniec wiadomo�ci.
Nie mam nic wi�cej do dodania.

Dzi�kuj�.

Moja dziewczyna Holly i ja postanowili�my
pope�ni� samob�jstwo. Tak, jak zabi�em jej ojca.

Kit ustawi� p�yt� na ci�g�e odtwarzanie,
�eby znalaz� j� prokurator okr�gowy.

Gra� na zw�ok�.

Kit kaza� mi zabra� ksi��ki ze szko�y,
�ebym nie zosta�a w tyle.

M�wi�, �e zaczniemy nowe �ycie
i musimy zmieni� imiona.

On zostanie Jamesem,
a ja Priscill�.

Ukryjemy si� na p�nocy, niczym szpiedzy,
gdzie ludzie nie zadaj� wiele pyta�.

Mog�am wymkn�� si� ty�em
lub ukry� w kot�owni,

ale czu�am, �e moje przeznaczenie wi��e si�
z Kitem, na lepsze lub na gorsze,

a lepiej sp�dzi� tydzie� z osob�,
kt�ra kocha mnie tak�, jaka jestem,

ni� ca�e lata w samotno�ci.

Jak si� czujesz?

Dobrze.

Jestem troch� zm�czona.

Ja te�.

Ukryli�my si� na odludzi przy rzece
w topolowym gaju.

To by� sezon powodziowy, wi�c zbudowali�my
dom na drzewach ze �cianami z tamaryszka

i pod�og� z wierzbowych ga��zi.

W lesie nie by�o takiej ro�liny,
kt�ra by si� nam nie przyda�a.

Rozplanowali�my wielk� sie� tuneli
pod drewnian� pod�og�,

a pierwsz� rzecz�, jak� robili�my z rana,
by�o ustalenie nowego has�a na dany dzie�.

Od czasu do czasu wymykali�my si� w nocy,
aby ukra�� kurczaka, kukurydz� lub arbuzy.

Ale przewa�nie le�eli�my na ziemi
i patrzeli�my na chmury.

Czasami by�o tak, jakby�my byli w wielkiej
marmurowej sali, rozmawiali�my szeptem

i ws�uchiwali�my si�
w najmniejszy d�wi�k.

W domu znale�li tylko jeden zw�glony szkielet,
wi�c wiedzieli�my, �e b�d� nas szuka�.

Kit przygotowa� nas do tego.

Nauczy� mnie pos�ugiwania si� broni�,
jak j� rozk�ada� i sk�ada� z powrotem,

gdybym musia�a radzi� sobie bez niego.
Powiedzia�, �e gdyby przyszed� sam diabe�,

mog�abym go zastrzeli�.

Pewnego dnia nios�am ponad 10 kilo drewna
przez osiem kilometr�w.

Innego, gdy ukrywa�am si� w lesie,
pomalowa�am sobie oczy,

by zobaczy�, jak b�d� wygl�da�y.

Miewali�my gorsze chwile,
jak wszystkie pary.

Kit oskar�a� mnie,
�e traktuj� to jak wycieczk�,

podczas gdy ja chcia�am, by wpad�
do rzeki, bym mog�a patrze�, jak si� topi.

Odpocznij sobie, Rudzielcu.

Beztroskie �ycie, co?

Ale przez wi�kszo�� czasu
dogadywali�my si� i byli�my w sobie zakochani.

Wczoraj w nocy zdech� jeden kurczak.

Prawie na niego nadepn�am.

"Kon-Tiki porusza� si� jakby troch� inaczej
ni� zwykle w takich okoliczno�ciach.

Byli�my wra�liwi
na zmian� rytmu pni balsy.

Pomy�la�em zaraz o fali
odbitej przez zbli�aj�cy si� l�d

- i stale wychodzi�em na pok�ad lub na maszt."
- Denerwowa� si�.

"Czas mija�.
O �wicie, tu� przed sz�st�,

Torstein spiesznie ze�lizn�� si� ze szczytu masztu.
Zobaczy� w dali szereg ma�ych, palmowych wysepek."

Dorasta�am, ucz�c si� kocha� las.
Gruchanie go��bi

i buczenie wa�ek w powietrzu sprawia�y,
�e las wydawa� si� osamotniony,

jak gdyby wszyscy umarli.

Szelest li�ci nad naszymi g�owami
by� jak szepty duch�w,

kt�re opowiada�y o wszystkim,
co im dokucza.

Jednego dnia, gdy ogl�da�am przezrocza
przez stereoskop taty,

dotar�o do mnie, �e jestem t� dziewczynk�
urodzon� w Teksasie,

kt�rej ojciec malowa� szyldy
i mia� przed sob� jeszcze tyle lat �ycia.

Dreszcz mnie oblecia�
i pomy�la�am sobie:

"Gdzie bym teraz by�a,

gdyby Kit mnie nie pozna�
albo gdyby nikogo nie zabi�.

W tej w�a�nie chwili.

Gdyby moja mama
nigdy nie pozna�a taty.

Gdyby nie umar�a.

I jak wygl�da m�czyzna,
kt�rego po�lubi�?

Co robi w tym momencie?

Czy jakim� trafem my�li o mnie,
mimo i� mnie nie zna?

Czy wida� to po jego twarzy?"

Przez nast�pne dni
�y�am w strachu.

Czasami marzy�am, aby zapa�� w sen
i znale�� si� w magicznej krainie,

ale tak si� nigdy nie sta�o.

Znam gwiazdy

i widzia�am drzewa,

pozna�am �ab�,

dzi�ki mnie wiatr powiewa.

Co?

Uciekaj st�d.

Kto� nadchodzi.

Ukryj si�.

Chod�, ukryj si� w drzewach,
w ich ga��ziach.

Holly?

Do samochodu, Rudzielcu.

To ci niepotrzebne.

Kit �le si� czu�, strzelaj�c im w plecy,
ale m�wi�, �e podkradli si� w taki spos�b,

wi�c na pewno nie graliby uczciwie.

Poza tym, us�ysza�, jak szeptali o tym,
�e interesuj� ich tylko pieni�dze z nagrody.

Inaczej by by�o z policjantami.
To ich praca, wi�c zas�uguj� na r�wne szanse.

Ale nie �owcy nagr�d.

Pojechali�my ukry� si� u przyjaciela Kita,
kt�ry razem z nim zbiera� �mieci.

- Co u ciebie, Cato?
- Nie�le.

We� tego sukinsyna.

- Czym si� zajmujesz?
- Prowadz� to miejsce dla go�cia z miasta.

Nie ma o czym gada�.

Wywo�enie �mieci
te� nie by�o czym� wyj�tkowym.

- Sk�d masz to poro�e?
- Ju� tu wisia�o.

Cato, chc�, �eby� pozna�
moj� dziewczyn�.

Holly Sargis.

Cze��.

S�ysza�e� o tym facecie z wariatkowa,
kt�ry chodzi� nago, ubrany jedynie w kapelusz i r�kawiczki?

Piel�gniarka podesz�a do niego
i m�wi: "Nie mo�e pan tak chodzi�."

A facet: "To nic.
Tutaj i tak nikt nie przychodzi."

Piel�gniarka na to:
"Wi�c po co panu kapelusz i r�kawiczki?"

Facet odpowiada: "W razie czego."

�mieszne, co?

- Chyba tak.
- Potrafi te� gra� na klarnecie.

- Nie nudzisz si� tutaj?
- Czasami.

Chocia� jednego dnia,
staruszek ora� tamto pole

i znalaz� stare monety.

Stare hiszpa�skie monety.

- Tak ci powiedzia�?
- Nie.

- Pokaza� mi jedn�.
- Jak one wygl�daj�?

S� okr�g�e i z�ote.

- Gdzie je znalaz�?
- Na tamtym polu.

Poka�� wam, je�li chcecie.

Tylko doko�cz� kolacj�.

My�limy o wyje�dzie do Teksasu.
Holly chcia�aby odwiedzi� swoj� rodzin�.

Ale nie wiem, co p�niej.
Powiadaj�, �e w Meksyku jest fajnie.

- Kit, lepiej przynios� �opat�.
- Dobrze.

Dogoni� was.

- Znalaz�am pokrywk�. Le�a�a tu sobie.
- Wyrzu� j�, jest brudna.

- Spud�owa�e�.
- Cienka jeste�.

Nie rzucaj takimi du�ymi.

- Cato?
- �opat� mam w samochodzie.

Kit nie powiedzia�, dlaczego postrzeli� Cato.
M�wi�, �e rozmowa o tym mo�e przynie�� nam pecha,

a teraz potrzebujemy mn�stwo szcz�cia.

Nigdy mi o niej nie m�wi�e�.

Sp�jrz na te �mieci.

Jak on si� czuje?

Trafi�em go w brzuch.

Jest wkurzony?

Nic mi nie m�wi�.

Sterta �mieci.

Ukrad� t� klatk�. Widzia�em.

- Po co to ogl�dasz? Nie sta� ci�.
- Tylko patrz�.

Mo�e p�jdziesz do niego
i dotrzymasz mu towarzystwa?

To tw�j paj�k? W tej butelce?

Czym go karmisz?

Muchami.

- Konikami polnymi, jak je z�api�.
- Gryzie?

Mnie nigdy nie ugryz�.

- Gdzie Cato?
- Wyjecha�.

Wyjecha�? Dok�d?

- Kaza� nie m�wi�.
- Tak?

Powiedzia�, �e podwieziecie nas do miasta.

Wy jeste�cie t� par�
ze Studebakerem, prawda?

- Musz� co� zabra� z domu.
- Nie pozwol� ci na to.

- Co?
- Je�li tam wejdziesz, zabij� ci�.

- O co tu chodzi?
- Nie mog� ryzykowa�.

Wyjd� stamt�d, m�oda damo.

Chod�my tutaj na pole.

Opu�� je.
Ale b�d� mia� na ciebie oko.

Nie masz nic przeciwko?

- Co si� stanie z Jackiem i ze mn�?
- Musisz spyta� Kita.

- Robi� to, co mi ka�e.
- Dobrze.

- Jak si� nazywa tw�j przyjaciel?
- Jack.

- Kochasz go?
- Nie wiem.

Ja musz� by� przy Kicie.
Czuje si� osaczony.

- Wyobra�am sobie.
- Te� si� tak kiedy� czu�am, a ty?

Dobra, wchod�cie do piwnicy.

Wchod�cie.

- Obiecujesz, �e zostaniecie tu godzin�?
- Tak.

- Mam w to uwierzy�?
- Tak.

Zamkn� drzwi.

- Trafi�em ich?
- Nie wiem.

Nie zejd� tam, by zobaczy�.

Nagle znalaz�am si� w stanie szoku.
Nie zna�am nikogo tak op�tanego mani� strzelania.

Twierdzi�, �e je�li grasz na serio
i je�li �ciga ci� policja,

to mo�na zabija� �wiadk�w.

Ale musisz ponie�� za to konsekwencje
i nie narzeka� przez to p�niej.

Nigdy wcze�niej nie wygl�da�
na brutaln� osob�, poza jednym razem,

kiedy powiedzia�, �e chcia�by sprz�tn��
dw�ch go�ci, kt�rych imion nie powiedzia�.

To ukazuje, jak wiele wiesz o osobie
jednocze�nie wcale jej nie znaj�c.

Siedzimy w tym po uszy,
dop�ki nas nie z�api�.

Dlaczego go tam schowa�e�?

�eby nie le�a� na s�o�cu.

Nie czu�am wtedy wstydu lub strachu,
tylko to uczucie podobne do tego,

kiedy siedzisz w wannie,
a z niej odp�ywa ca�a woda.

- Jeste� zm�czona?
- Tak.

Wygl�dasz na zm�czon�.

S�uchaj, skarbie, kiedy to si� sko�czy,
zabior� ci� na du�y, gruby stek.

Nie chc� steku.

Jeszcze zobaczymy.

Zobacz. Za to pewnie te�
mnie obwini�.

Sukinsyny.

Szuka� nas ca�y kraj, bo nikt nie wiedzia�,
gdzie Kit uderzy nast�pnym razem.

Chodniki opustosza�y.
Sklepy pozostawa�y zamkni�te.

Od Teksasu a� po Dakot� Po�udniow�
utworzono oddzia�y ochotnik�w.

Dzieci je�dzi�y do szko�y
i wraca�y z niej pod siln� obstaw�.

Z Bostonu sprowadzono s�ynnego detektywa.
Nie znalaz� �adnych trop�w.

Ludzie nie gasili �wiate�,
gdy szli spa�.

M�j nauczyciel od klarnetu twierdzi�,
�e raczej by�am niewinna, ale inni temu zaprzeczali.

Pewnego czwartku, gubernator Oklahomy
wys�a� Gwardi� Narodow�,

�eby pilnowa�a Banku Rezerw Federalnych
w Tulsie,

kiedy kto� powiedzia�,
�e Kit chcia� go obrabowa�.

Wygl�da�o to tak,
jakby zaatakowali nas Rosjanie.

Potrzebowali�my zapas�w,
wi�c poszli�my do bogatego domu.

Kit uwa�a�, �e tak b�dzie szybciej
i bezpieczniej od robienia zakup�w w mie�cie.

Otworzy�a nam pokoj�wka.

Przyszed�em sprawdzi� licznik.
Tutaj mam narz�dzia.

To jest Holly.
Jest z Teksasu.

Dopiero p�niej zrozumieli�my,
�e jest g�ucha.

Przepraszam.

- Witam.
- S�ucham?

- To pa�ski dom?
- Tak.

Przepraszam za wtargni�cie.
Jest tu kto� jeszcze?

Nie.

�wietnie.

Jeste�my w drodze...

Chcieliby�my tu zosta� na chwil�.
Kilka godzin. Co pan na to?

Zosta�cie tak d�ugo, jak chcecie.

Nast�pny dzwonek b�dzie oznacza�,
�e czas si� zwija�.

Zostawi�am Kita w salonie
i posz�am pospacerowa� na zewn�trz.

Dzie� by� spokojny i pogodny,
ale nie zauwa�y�am tego,

poniewa� pogr��ona by�am w my�lach,
chocia� nie my�la�am o ucieczce.

�wiat by� niczym odleg�a planeta,
na kt�r� nigdy nie powr�c�.

Rozmy�la�am o tym wspania�ym miejscu,
w kt�rym ludzie oddawali si� przyjemno�ciom.

S�uchajcie rodzic�w i nauczycieli.
W wi�kszo�ci spraw maj� racj�,

wi�c nie traktujcie ich jak wrog�w.
Zawsze mo�ecie si� czego� od nich nauczy�.

Starajcie si� mie� otwarty umys�.
Pr�bujcie zrozumie� punkt widzenia innych.

Rozwa�ajcie opini� mniejszo�ci,

ale trzymajcie si� opinii wi�kszo�ci,
gdy zostanie zaakceptowana.

Oczywi�cie, Holly i ja dobrze si� bawili�my,
nawet kiedy by�o gor�co.

I jak dot�d dobrze nam idzie.
Nie z�apali nas.

Wybaczcie za moj� gramatyk�.

Kit jest na dole,
bawi si� dyktafonem.

Czasami zachowuje si� tak,
jakby mia� nier�wno pod sufitem.

Mam nadziej�, �e ja zachowam rozs�dek.

- My�lisz, �e jest szalony?
- Nie wiem.

Jest troch� dziwny.

M�wi�, �e owin�am go sobie wok� palca,

ale nigdy mu nie kaza�am
strzela� do ludzi.

- Rety, ma pan pi�kny dom.
- Dzi�kuj�.

- Zasta�em pana Scarborougha?
- Tak.

Ale roz�o�y�a go grypa.
Jest chory.

- Naprawd�?
- Tak.

Zaprosi�bym pana, ale to zara�liwe.
Nie chcia�bym wywo�a� epidemii.

Oczywi�cie, tyle tylko,
�e dzwoni� zesz�ego wieczora

- i pyta�, czy m�g�bym przyjecha�.
- C�, wczoraj by� zdrowy.

- Co to?
- Chcia�bym zostawi� wiadomo��,

- je�li mo�na.
- Jasne.

Prosz� wybaczy�,
ale musz� wraca� do �rodka.

Do widzenia.

Teksanko, spadamy st�d.

- Co pan robi?
- My�l�.

Zabijacz czasu jak ka�dy inny.
Z ni� w porz�dku?

- Tak.
- Dobrze.

Po�yczymy pa�skiego Cadillaca.
Co pan na to?

- W porz�dku.
- Spokojnie, nie pozwol� jej prowadzi�.

Prosz�.

Lista wszystkiego, co po�yczy�em.
Jest na niej samoch�d. Idziemy, prosz� pani.

Idziemy.

Jeste�my przyjaci�mi?
No to bez g�upich numer�w.

Jedzenie.

Facet m�g�by sprzeda� t� list�
jako pr�bk� mojego pisma.

- Dlaczego zawsze chodzisz przede mn�?
- Dlaczego ty zawsze chodzisz za mn�?

Przesta�.

- Kto� ci ju� tak kiedy� zrobi�?
- Nie.

- Na pewno?
- Tak.

Chyba nigdy nie b�d� mia� pewno�ci.

Facet musi nie�le buli�,
by utrzyma� to miejsce.

Trawnik, gaz i pr�d.

Ca�a reszta.
No i utrzymanie samochod�w.

Jak si� ma troch� pieni�dzy, cz�owiek my�li,
�e to rozwi��e wszystkie problemy.

Ale co� ci powiem,
tak nie jest.

Chcia�abym ju� st�d jecha�.

Gdy tylko odpal� samoch�d.

I poprawi� kapelusz.

W obawie przed blokadami na autostradach,
pojechali�my przez rejon zwany Wielkimi R�wninami.

Kit powiedzia�, bym podziwia�a widoki,
i tak zrobi�am.

"Plotka:

Pat Boone powa�nie rozwa�a zako�czenie kariery,
aby m�c powr�ci� na studia

i doko�czy� edukacje.

Fakt: Pat powiedzia� rodzinie,
�e dop�ki jego kariera si� rozwija,

edukacja mo�e poczeka�."

- Nie dziwi� mu si�.
- "Plotka:

Frank Sinatra i Rita Hayworth
s� zakochani.

Fakt: Prawda.
Ale nie w sobie."

Poprzez pustyni� i wzg�rza,
przez kilometry bezkresnej przestrzeni,

p�dzili�my wzd�u� linii telefonicznych

ku g�rom Montany.

Dla oszcz�dzenia amunicji, Kit czasami
potr�ci� krow�, kt�r� potem gotowali�my.

Raz musieli�my zje�� k�pki trawy.
Smakowa�a jak kapusta.

Benzyn� zbierali�my z ciekn�cych zawor�w
od ruroci�g�w, kt�re mijali�my po drodze.

"Benzyna z kropl�wki",
tak si� na to tutaj m�wi�o.

Powoli zbli�ali�my si�
do granicy.

Kit cieszy� si�, �e zostawia za sob�
Dakot� Po�udniow� i przeklina� j�.

M�wi�, �e gdyby komuni�ci
zrzucili kiedy� atom�wk�,

to chcia�by, aby spad�a
w sam �rodek Rapid City.

Tam le�y Montana.

Nigdy tam nie by�em.

M�j znajomy tam by�,
ale ja nigdy.

Nie mia�em powodu.

Ich stanowym ptakiem jest wojak.

�yli�my w ca�kowitej samotno�ci,
niewiele znacz�c.

Kit powiedzia�, �e lepiej brzmi "odosobnienie",
bo dok�adniej oddaje to, co chcia�am powiedzie�.

Niezale�nie od wyra�enia, powiedzia�am mu,
�e nie mo�emy tak d�u�ej �y�.

Dlaczego?

Ja si� dobrze bawi�.
A przynajmniej nie narzekam.

Czuj� si� jak zwierz�, �yj�c tutaj.
Nie ma si� gdzie wyk�pa�,

nie ma miejsca,
gdzie mo�na dobrze zje��.

Z�owi� ci wielkiego pstr�ga,
gdy tylko dotrzemy do g�r.

Wszyscy lubi� pstr�gi.

M�wi� powa�nie.

W oddali zauwa�y�am cicho sun�cy
przez r�wnin� poci�g,

niczym karawana w Marco Polo.

To by� pierwszy powiew cywilizacji od tygodni
i zapyta�am Kita, czy mu si� przyjrzymy.

Zanim wyruszyli�my, postrzeli� pi�k� do footballu,
kt�r� uwa�a� za zb�dny baga�.

Potem w�o�y� kilka naszych rzeczy
do wiaderka i je zakopa�.

M�wi�, �e nikt nie b�dzie o tym wiedzia�,
a kiedy wr�cimy tu kt�rego� dnia,

one b�d� le�a�y tam tak samo,
ale my b�dziemy ju� inni.

A gdyby�my nie wr�cili...
C�, kto� mo�e to wykopa� za tysi�c lat

i b�dzie mia� niez�� zagwozdk�.

Powinni�my byli spr�bowa�
wskoczy� na niego.

- Zbyt szybko jecha�.
- Mog�em ustawi� samoch�d na torach,

- to by go troch� zwolni�o.
- Wtedy by�my tutaj utkn�li.

Mo�e powinni�my tutaj utkn��.

Sam nie wiem.

Oszala�e�.

Kit wzi�� butelk� i ni� zakr�ci�,
pozostawiaj�c losowi wyb�r kierunku naszej podr�y.

To jest z�e miejsce.
Musimy znale�� bardziej p�askie.

Mo�e tutaj?

To nieistotne.

Je�li jestem co� wart, sam wybior� kierunek.
Je�li nie, mniejsza z tym. Rozumiesz?

- Nie.
- Nie ma co czeka� na cud.

Jedziemy dalej w kierunku tej g�ry.
Tylko pami�taj, nie uwa�am to za idealny pomys�.

Wyruszyli�my o zachodzie s�o�ca
w kierunku g�r Saskatchewan,

kt�re by�y dla Kita magiczn� krain�,
poza zasi�giem prawa.

Potrzebowa� mnie teraz bardziej ni� zawsze,
ale co� si� mi�dzy nami dzia�o.

Przesta�am nawet zwraca� na niego uwag�.
Zamiast tego, siedzia�am w samochodzie

i studiowa�am map�,
czytaj�c bezg�o�nie wszystkie s�owa,

aby nikt nie m�g� ich us�ysze�.

Tej nocy zbli�yli�my si� do granicy
i p�dzili�my przez preri�,

a na kraw�dzi horyzontu zauwa�yli�my
ogie� z rafinerii w Missoula,

z kolei na po�udniu
widzieli�my �wiat�a Cheyenne,

nie widzia�am jeszcze
tak wielkiego miasta.

Nachodzi�y mnie r�ne my�li, gdy patrza�am
na �wiat�a Cheyenne, ale co najwa�niejsze,

podj�am decyzj�, �e nigdy wi�cej
nie zadam si� z tak narwanym typem,

niezale�nie, jak mocno
bym si� w nim zakocha�a.

W ko�cu znalaz�am si��,
by powiedzie� to Kitowi.

Wyt�umaczy�am mu, �e nawet na dalekiej p�nocy
nie b�dzie wi�d� normalnego �ycia.

Dostan� prac� w policji konnej.
W p�nocno-zachodniej.

Spe�niam wszystkie kwalifikacje.

Potrafi� je�dzi� konno, strzela�

i nie przeszkadza mi zimno.

- Prawd� m�wi�c, lubi� zimno.
- Co?

Nic.

Tak tylko sobie gada�em,
jak zawsze.

Przepraszam, nie s�ucha�am.

Zostaw co� dla mnie.

Pewnie b�d� chcieli zobaczy� twoje
prawo jazdy, zanim ci� zatrudni�.

To mnie nie powstrzyma.

- Palisz Pall Malle?
- Tak.

Nie widzia�a� mnie jeszcze zdeterminowanego.

A szkoda.

Nie ruszaj, to Nat King Cole.

Rety, gdybym potrafi� tak �piewa�.

Gdybym potrafi� za�piewa� o tym,
co teraz czuj�,

stworzy�bym hit.

Kit wiedzia�, �e zbli�a si� koniec.
My�la� tylko o tym, czy lekarz og�osi jego zgon,

albo czy b�dzie m�g� przeczyta� w gazecie,
co o nim pisz� po drugiej stronie.

Ba� si� my�li, �e zastrzel� go w samotno�ci,
bez dziewczyny krzycz�cej jego imi�.

Wtedy, przez chwil�, widok g�r
w porannym s�o�cu przywr�ci� jego nadzieje.

Bo�e, co za widok.

Powiedz mi co�, co ma�a Teksanka
my�li o takim widoku?

Uwielbiam takie powietrze.

Dzie� dobry.

Ma pan benzyn�?

By� mo�e.

Przykro mi,
ale musimy o ni� poprosi�.

Ko�czy nam si�. Jechali�my ca�� noc.
Nie mam czasu, by to panu t�umaczy�.

- Nie mog� si� podzieli� tym, co mam.
- Momencik.

- Pa�ska ci�ar�wka? Przecie� nie przyszed� tu pan.
- Tak, jest moja.

Zamieni� si� z panem
na mojego Cadillaca.

Bez obaw. To uczciwa oferta.

Cholera, ka�dy to panu powie.
Ile on jest wart, Mildred?

Kim pan jest?

Nazywam si� Carruthers.
Od czasu do czasu kogo� zastrzel�.

- Nie, �ebym liczy� na medal.
- Kit?

- Dobra, przyjacielu. Zacznij ucieka�.
- Daj mi szans�.

Spadaj.

Czu�em, �e dzi� b�dzie ten dzie�.

Helikopter.

Nie we�mie nas na wycieczk�.
Biegnijmy do samochodu.

Nie chc�.

Masz lepszy pomys�?

Po prostu nie chc� i��.

Co?

Co jest z tob�?

Co si� z tob� dzieje?

Nie wiem, jak post�powa�
z takimi lud�mi, jak ty.

Naprawd� nie wiem.

Je�li chcesz drug� szans�, to s�uchaj.
12:00, zapora Grand Coulee, Nowy Rok, 1964.

Spotkamy si� tam.
Zrozumia�a�?

Jest tu kto�?

Ma pan mo�e naboje .300 Savage?

- Nie.
- Szlag. Ja swoje zu�y�em na butelki.

Mo�e pan zatankowa�?

Je�li pan chce, to te �mieci s� pa�skie.

Wiele razy zastanawia�am si�,
co Kit my�la�, zanim go z�apali,

i dlaczego nie ucieka�,
kiedy mia� jeszcze szans�.

Czy wiedzia�, �e z�api� go
nast�pnego dnia? Czy zw�tpi�?

Twierdzi�, �e z�apa� gum�,
ale po sposobie, w jakim o tym m�wi�,

domy�la�am si�, �e to k�amstwo.

Nie podchod�.

Gdybym zaszy� si� w g�rach,
da�bym rad� ca�ej armii.

- Czy�by?
- Dop�ki wystarczy�oby mi amunicji.

Ale dorwali�cie mnie tutaj.

To prawda, Ray.

- Lepiej nie zostawiajcie tu tego Cadillaca.
- R�ce za g�ow�.

Drug� sam zapnij.

Cholera, nie jest wy�szy ode mnie.

Sp�jrz.

Bo b�d� mia� przez pana
kalafiorowate ucho, szeryfie.

Powinien by� o tym pomy�le�,
zanim da� si� z�apa�.

Co nie?

Dostan� kar� �mierci?

Poj�cia nie mam.

Powiedz, z jakiej broni
do mnie strzela�e�?

.30-06.

- U�ywa�e� wcze�niej podobnej?
- Nie.

Za�atwili�cie to
jak para prawdziwych bohater�w,

tylko nie my�lcie,
�e w mie�cie b�d� m�wi� co innego.

- Wyrzuci� pan m�j kapelusz przez okno.
- Chcesz mnie pozwa�?

- Nie.
- Kit?

Kit, mam do ciebie pytanie.

- Lubisz ludzi?
- S� w porz�dku.

Wi�c czemu to robi�e�?

Nie wiem. Chyba po prostu
chcia�em by� przest�pc�.

Ale nie takim wielkim.

Chocia� czasami tak bywa.

Wiesz, kogo przypomina
ten sukinsyn?

- Wiesz, prawda?
- Nie.

Wyca�uj� ci dup�,
je�li on nie przypomina Jamesa Deana.

- Jak si� czujesz, Kit?
- Ca�kiem dobrze.

- Tylko jestem skr�powany.
- Niez�� masz kamizelk�.

M�wisz? Sk�rzana.

Sp�jrzcie, mam tu co� cennego.
Mam j� chyba od dziesi�ciu lat.

- Patrzcie. Kto j� chce?
- Mi j� daj.

- �ap.
- Sk�d jeste�?

- Dakota Po�udniowa. A ty?
- St�d.

Chcesz grzebie�?

- Joni James jest z Dakoty Po�udniowej.
- Wiem. Te� stamt�d wyjecha�a.

- Kit, kto jest twoim ulubionym piosenkarzem?
- Eddie Fisher. A twoim?

- Eddie Fisher.
- Cholera. Chcesz d�ugopis?

- Ile masz lat?
- Nie czytasz gazet?

- By�e� �onaty?
- Nie.

Kit? Boisz si� �mierci?

Nigdy si� nad tym nie zastanawia�em.

Tom, nie chc� ci m�wi�, co masz robi�,
ale te kajdanki troch� cisn�.

- Mo�esz co� z tym zrobi�?
- Potrzebuj� twojego podpisu, Kit.

Najpierw musz� to przeczyta�.
Dostan� w mi�dzyczasie Col�?

Jasne.

- Nie pakujcie si� w k�opoty.
- Nami si� nie martw.

- Holly tu jest, je�li chcesz j� zobaczy�.
- Jasne.

Da�em mu papiery do podpisania.
Przynios� mu Col�.

Poluzujesz mi troch�?

Nie martw si�.
�ci�gn� z ciebie zarzuty.

Czeka na ciebie mn�stwo ch�opak�w
i b�dziesz si� �wietnie bawi�.

Zrobili�my niez�e zamieszanie, co?

Ale powiem ci jedno,
ten facet z g�uch� pokoj�wk�,

ma szcz�cie, �e te� nie sko�czy� martwy.

Ale szkoda twojego ojca.

B�dziemy musieli kiedy� o tym pogada�.

Prosz�, Tom.

- Dzi�kuj�.
- Wielkie dzi�ki, komendancie Sims.

- Przepraszam za k�opot.
- �aden k�opot.

Jeszcze raz dzi�ki.

- Powodzenia. M�wi� powa�nie.
- Wiem. Tobie te� �ycz� powodzenia.

- Idziemy.
- Dobra. Dzi�ki.

Chod�, Rudzielcu.

Odes�ali nas do Dakoty Po�udniowej.

Kit trafi� do izolatki,
aby nie zaznajamia� si� z wi�niami,

chocia� by� pewny, �e by go polubili,
zw�aszcza mordercy.

Ja odesz�am z wyrokiem w zawieszeniu
i wieloma pod�ymi spojrzeniami.

P�niej wysz�am za syna prawnika,
kt�ry mnie broni�.

Kit zasn�� na sali s�dowej,
gdy odczytywano jego przyznanie si�,

kt�re zaprowadzi�o go
na krzes�o elektryczne.

Ciep�ego wiosennego wieczora,
p� roku p�niej,

po przekazaniu swojego cia�a
na badania naukowe, wykonano wyrok.

Prosz� pana,
sk�d ma pan taki kapelusz?

Od stanu.

Rety, chcia�bym sobie taki kupi�.

Niez�y z ciebie okaz, Kit.

My�li pan, �e wezm� to pod uwag�?

synchro **stemil99**